HYDEPARK>WOJTEK
w ...
01.08.2011 GOOD MORNING VIETNAM
Na deser pozostala nam Sapa. Gorska miejscowosc w polnocnym Wietnamie, ktora wabi turystow niezwyklej urody krajobrazami (to najlepsze miejsce na spacer miedzy tarasami ryzowymi) i kolorowo przyodzianymi mniejszosciami etnicznymi. Nim sie tu dostalismy zaliczylismy wizyte w znanym juz nam Hanoi oraz odwiedzilismy Hue i Hoi An. W Hue zbawilismy tylko kilka godzin, wystarczylo to na poszwendanie sie po Cytadeli. W XIX wieku byl to glowny osrodek administracyjny w Wietnamie, siedziba cesarza, dam dworu i gromady eunuchow. Podczas wojny Amerykanie celowali w Cytadele i wyrzadzili jej wiele szkod. Ale nawet to co pozostalo jest imponujace. Warto zajrzec do Hue.
Hoi An to miasteczko z zacna starowka, pomnikiem Kazimierza Kwiatkowskiego (architekt, dzieki ktorego staraniom Hoi An przetrwalo w niezmienionym ksztalcie i zostalo wpisane na liste dziedzictwa swiatowego UNESCO), najdrozszymi hotelami ale najtanszym piwem podczas naszej podrozy. I to piwo oraz dwojka napotkanych tam Polakow (dziwne, ale byli to jedyni turysci z Polski, ktorych spotkalismy) winne sa temu, ze nie poswiecilismy miasteczku nalezytej uwagi. Po obu stronach przecinajacej Hoi An rzeki znajduje sie niezliczona ilosc restauracji oferujacych przyzwoita strawe i piwo 4 000 dongow za kufelek (1USD=20 000 dongow). Kufelek nad rzeka byl tanszy niz mala butelka wody. Nie dziwcie sie wiec, ze spedzilismy sie tam wiecej czasu niz powinnismy (zar lal sie z nieba, wiec w trosce o zdrowie pilismy sporo).
4 km od Hoi An znajduje sie plaza jak z folderu biura podrozy - blekitna woda, zloty piasek i palmy. I co najwazniejsze nie bylo na niej tloku. Wietnamskie plaze zdecydowanie zasluguja na wiecej uwagi ze strony tych, co lubia nicnierobstwo na piasku. Zagrzac miejsca na brzegu morza jednak nie moglismy, bo czekala na nas Sapa - creme de la creme Wietnamu (moze oprocz Halong Bay). Dwa dni spedzilismy na trekingu wsrod pol ryzowych. O tej porze roku wszystko kipi soczysta zielenia. Ryz na polach wzrasta, do zbiorow jeszcze kilka miesiecy (tu w Sapie wegetacja ryzu trwa caly rok, podczas gdy w Laosie mozna go zbierac dwa, a nawet trzy razy w roku). Kazdy wolny skrawek gorskich zboczy nie przykryty gestym lasem farmerzy uksztaltowali w tarasowe poletka. Tarasy podziwialismy z kazdej mozliwej perspektywy - z gory, z dolu, z poziomu oczu. Nocleg spedzilismy w maciupkiej tuterskiej wiosce. Zebral sie tam nas tuzin (dwoch Holendrow, dwoch Francuzow, Niemka, Austryjak, czworo Izraelczykow i my). Wieczor uplunal nam na grach i zabawach. Bawilismy sie w Black Magic i Ring of Fire - to takie dwie funny drinking games. Byla kupa smiechu i sporo piwa.
Niestety wszystko co dobre, zbyt szybko sie konczy. Czekamy na transport do Hanoi, tam dwa dni "dozynkow" przed wylotem. Podrozowalismy w czasie pory deszczowej. Aura byla dla nas laskawa; w Kambodzy bylo slonecznie i dzieki temu moglismy sie spokojnie walesac wsrod swiatyn Angkoru, w Laosie padalo, ale w zaden sposob nie uprzykrzylo nam to podrozy (mijalismy osuwiska blota na gorskich drogach, szczesliwie spychacz bywal tam przed nami), tu w Wietnamie zaczelo padac gdy konczylismy treking. Bylo goraco i bardzo, bardzo zielono. To tyle donosow z Azji. Jak uporzadkujemy zdjecia podesle paczke. Pozdrawiamy A&W
19.07.2011 Z LAOSU DONOSI
Wszedzie w Azji pd- wsch spotkac mozna tych, ktorzy wiedza czego mozna doznac w VangVieng. Rozpoznac ich mozna po koszulkach "In the tubing" z detko-oponka.
Jestesmy obecnie w miasteczku Luang Prabang - to najwieksza atrakcja Laosu.
Zanim sie tu dostalismy przezylismy chwile grozy... Droga laczaca VangVieng z Luang Prabang to gorska serpentyna podlej jakosci. Kreta okrutnie, nawierzchnia dziurawa, woda, bloto, kury i krowy.
Kurze pierze tylko fruwalo, krowy staralismy sie omijac. Kazda nacja inaczej reagowala na temperament kierowcy - dwie Laotanki wymiotowaly w milczeniu; Australijczycy krzyczeli "Slow down. Brake"; Francuzi, ktorzy do europejskich dewotow sie nie zaliczaja robili znak krzyza; Anita mamrotala "Wariat, wariat" a ja rzucalem krotkimi, warczacymi slowami. To byla jazda z trzymaniem sie za porecze, fotele i co tam jeszcze mozna bylo uchwycic. 6 godzin nerwowego obgryzania pazurow. Zyjemy!!
Swiatyn buddyjskich jest w Luang Prabang multum. Jedne maja lat 15, inne 150, jeszcze inne i 500. Codziennie rano sznur mnichow przemaszerowuje przez miasto, a dobre niewiasty obdarowuja ich strawa. Anita albo nie jest az tak dobra, albo zbyt wstydliwa, bo nie chce kobieta wziac udzialu w rytuale. Pomaranczowe szaty mnichow sa tu wszechobecne. Miasto jest malowniczo polozone w zakolu rzeki, ze wzgorza na ktorym stoi jedna ze swiatyn rozciaga sie piekny widok.
Lubie kuchnie indyjska i jej ogromna roznorodnosc dan wegetarianskich. W Laosie nie mam problemu z identyfikacja lokali serwujacych dania kuchni hinduskiej. W kazdej miejscowosci w ktorej bylismy lokal taki nazywal sie przypadkiem "Nazim".
Za kilka dni przekroczymy granice Wietnamu. To bedzie ostatni etap podrozy.
Pozdrawiamy serdecznie Milosnicy Tubingu
06.07.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - CAMBODIA
Pierwsze dni wolnosci spedzilismy w
Phnom Penh. Pierwszy dzien byl slodki, drugi gorzki. Muzeum Narodowe i
Palac Krolewski dnia pierwszego,
wszystko w pastelowych kolorach bardzo nam sie podobaly.
Drugiego dnia
poznawalismy miejsca zwiazane z historia najnowsza Kambodzy - okresem Czerwonych Khmerow.
Bylismy w Choeng Ek,15 km od stolicy
gdzie dzis stoi kilkunastopietrowa stupa ze szklanymi scianami. Jest tam bodaj 17platform na
ktorych posegregowano kosci pomordowanych
tu ludzi. Pietra 1-10 to czaszki (posegregowane ze
wzgledu na plec i
wiek), powyzej kosci dlugie, nieregularne itd. Zamordowano tu ok 18 tys ludzi mezczyzn,
kobiet i dzieci. Jest to jedno
z bardzo wielu tzw. pol smierci.
Drugie "gorzkie"
miejsce to Tuol Sleng, dawniej szkola ktora rezim Pol Pota zamienil w najwieksze w Kambodzy
wiezienie i centrum tortur. Tu przesluchiwano aresztowanych
nauczycieli, lekarzy, mnichow, robotnikow. Mezczyzn zonatych i
dzieciatych aresztowano wraz z calymi rodzinami (oni tez mogli dostarczyc
waznych informacji o konszachtach taty/meza z obcymi). Wszyscy tracili
zycie w Tuol Sleng lub Choeng Ek.
Zapoznalismy sie tez z
zyciorysami oprawcow. Ludzie Pol Pota,konczyli wyzsze studia we Francji, niektorzy
mieli doktoraty Sorbony. Jak to sie stalo ze nieliczna elita przekonala
tysiace do mordowania milionow wspolobywateli?? Jak to sie stalo ze
czekali oni 40 lat na proces sadowy
(tydzien bodaj temu czytalem o tym w polskiej prasie)?
Pisze do Was z Siem
Reap. O wizycie tutaj (a wlasciwie w pobliskim Angkor) marzylem od czasu gdy
odwiedzilem Jordanska Petre. Angkor miedzy IX a XV wiekiem bylo stolica
krolestwa Khmerow. Nazwa wywodzi sie od sanskryckiego slowa "nagara"
oznaczajacego miasto. Angkor
o powierzchni ok 1000km2 (powierzchnia Warszawy to polowa tej wartosci) w czasach swietnosci
zamieszkiwalo milion ludzi i bylo to najwieksze miasto owczesnego swiata.
Londyn zamieszkiwalo wowczas 30 tysiecy (Londyn, a nie Ladek Zdroj), a
najwieksze europejskie miasto Konstantynopol okolo 100 tysiecy. Angkor
zostalo nagle opuszczone przez
mieszkancow, przez kolejnych kilka setek lat zarastalo dzungla, a odkryto je ponownie w polowie XIX
wieku.
Centralnym punktem
miasta jest swiatynia Angkor Wat, ktora kazdy z Was widzial wielokoroc w telewizji,
internecie czy w prasie. Fosa otaczajaca Angkor Wat ma szerokosc 2
boisk futbolowych (190m), mur otaczajacy swiatynie ma 1024 metrow na
802 metry dlugosci, centralna wieza (jedna z pieciu) jest wysoka jak
katedra Notre Dame.
Budowa Angkor Watu
zakonczyla sie w roku 1145 i trwala 35 lat. Bylo to tylko 35 lat! Europejskie katedry,
znacznie mniejsze budowano 300-400 lat, przykladowo katedre w Gloucester
(Anglia) rozpoczeto budowac w roku 1089, a ukonczono 410 lat pozniej.
Spedzilismy tam jedno popoludnie
i czasu nam starczylo na zapoznanie sie z reliefami zdobiacymi sciany pierwszego poziomu.
800 metrow scian bez wolnego centymetra,
ukazujace scany zycia z krola, zycia po smierci (wizja nieba i piekla) oraz ten najslynniejszy
"Churning the Ocean of Milk" (Ubijanie
masla z oceanu mleka - to moje tlumaczenie,byc moze nieprecyzyjne) . Ten motyw jest
wszechobecny w Angkor, a ze Angkor to duma Kambodzy, to i w calym kraju. Waz
opleciony dookola gory i bogowie
przeciagajacy weza raz w lewo, raz w prawo - to obraca gore, ktora ubija mleko.
Druga najslynniejsza
swiatynia jest Bayon. Ogromne kamienne twarze Bayonu to najbardziej znane dziela
klasycznej sztuki i architektury khmerskiej. Jest tu 37 wiez (tyle
pozostalo) i niemal wszystkie zostaly ozdobione wielkimi twarzami
spogladajacymi w cztery strony swiata. Czyje sa to twarze?
Najprawdopodobniej jest to polaczenie twarzy Buddy i krola Jayavarmana VII. Z
dala obiekt ten nie powala, ale
wystarczy zblizyc sie do swiatyni, albo lepiej wejsc na poziom aby poczuc na sobie wzrok licznych par oczu.
Ponadto twarze usmiechaja sie tajemniczo. Niezwykle miejsce!!
Naprawde!!
Kolejna swiatynia to Ta
Prohm, to tu krecono Tomb Rydera z Angelina Jolie. Ta swiatynia jest najlepszym
przykladem koegzystencji dzungli i kamienia, gdy odkryto ja ponownie na
poczatku XX wieku podjeto decyzje o pozostawieniu jej bez wiekszych zmian
- tak malowniczo prezentuje sie
swiatynia w szponach dzungli.
Jutro odwiedzimy
swiatynie Banteay Srei. Odkryl ja zabojad Andre Malraux, pozniejszy francuski minister
kultury. Gdy umieral w 1976 roku
byl uznawany za najwiekszego europejskiego promotora kultury i sztuki, pochowany zostal jako bohater.
Nie pamietano o tym, ze mlodziencem
bedac zostal aresztowany za pladrowanie swiatyni w Kambodzy - cial pila tarczowa narozniki
swiatyni aby zdobiace je kamienne
rzezby pozniej sprzedac. Szczesliwie wszystkie fanty odzyskano.
Wszystkimi czterema
konczynami podpisuje sie pod tym co napisal jakis jegomosc (P. Jennerat de Beerski, 1924)
"Go to Angkor my friend, to its
ruins and to its dreams". Od siebie dodam "I zrob to nim turysci zadepcza to miejsce!". My zamierzamy tu spedzic jeszcze kilka
dni i powoli delektowac sie swiatyniami.
Pozniej udamy sie w kierunku przejscia granicznego Kambodza-Laos....
pozdrawiamy
A&W
06.06.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - DRAGON BOAT FESTIVAL
Piatego dnia, piatego miesiaca ksiezycowego Chinczycy
celebruja festiwal
Smoczych Lodzi (lub podwojnej piatki). Swieto laczy w sobie elementy
tradycji
religijnej i zawodow sportowych.
Aby ustalic pochodzenie tej
duchowo-cielesnej kombinacji,
musimy sie przeniesc w przeszlosc, do czasu znanego w Chinskiej
historii
okresem Walczacych Krolestw (475–221 p.n.e.). Zyl wowczas poeta i maz
stanu Qu
Yuan. Byl on uczciwym i oddanym swej ojczyznie ministrem, cieszacym sie
zasluzonym szacunkiem i estyma mieszkancow krolestwa Chu (dzisiejsza
prowincja
Hunan). Kiedy skorupowany ksiaze oczernil Qu Yuana,ten zrezygnowal z
pelnionego
stanowiska. Gdy uswiadomil sobie, ze ojczyzna rzadzona jest przez
sprzedawczyka,
a on nie jest w stanie nic zrobic, rzucil sie w odmety rzeki Mi Lo i
odebral
sobie w ten sposob zycie. Znajdujacy sie w poblizu rybacy pospieszyli
poecie na
ratunek ale niestety nie zdolali go wydobyc z wody. Oplakujac smierc
ziomka
wrzucali do wody gotowany ryz, aby wodne zwierzatka zywily sie ryzem, a
nie ich
bohaterem.
Duch Qu Yuana uniosl sie nad
woda i poinformowal,
ze wielka podwodna gadzina kradnie ryz. Zasugerowal on aby ryz zawijac
w jedwab
i okrecac nitka przed wrzuceniem do wody. Tak narodzila sie tradycja
spozywania "zong-zi". Jest to lepki ryz z dodatkami (np kawalkami
miesa) zawiniety
w lisc bambusa (raz kupilismy to-to ale po delikatnym kesie rozstalismy
sie z
przekaska, nie dalo sie tego jesc). Wyscigi lodzi tego upamietniaja
proby
wylowienia uczciwego polityka.
Festiwal Smoczych Lodzi jest
jednym z wazniejszych
swiat w Chinach (po Chinskim Nowym Roku i Swiecie Srodka Jesieni).
Obchodom
towarzysza wyscigi lodzi (ze smocza glowa na dziobie i smoczym ogonem
na
rufie), ryzowe zawiniatka i walenie w bebny. Wszycy oczekuja wyscigow
do
ktorych ekipy przygotowywaly sie od miesiecy. Dlugie, smukle lodzie
napedzane
sila ramion 10, 20 (a nawet 50) wioslarzy smigaja po wodzie w
rytm bebnow (ostatni wyscig ukonczyl sie
zaledwie dwie godziny temu).
Wyscigi smoczych
lodzi, podobnie jak urodzny Tin Hau, dowodza Chinskiego
ducha wspolpracy i pracy zespolowej - spolecznosc wiosluje razem lub
kibicuje swym reprezentantom.
Jest w Hong Kongu mala
wioska rybacka Tai O
(ludzie mieszkaja tam w domach na palach), gdzie obchody swieta
wzbogacone sa o
jeszcze jeden element. Organizowana jest tam parada religijna zwana
Parada
Bostw.
Rankiem w dniu zawodow
ludzie ze stowarzyszen
wioslarzy udaja sie w swych lodziach do czterech swiatyn (Yeung Hau,
San Tsuen
Tin Hau, Kwan Tai oraz Hung Shing), biora stamtad posagi bostw i
transportuja
je do hali na modly.
Pozniej posagi umieszczane
sa na swietych
sampanach, ciagnietych przez smocze lodzie aby uspokoic duchy wodne.
Mieszkancy domow
umieszczonych wzdluz szlaku lodzi
pala papiery, gdy lodzie ich mijaja. Posagi nastepnie wracaja do swych
swiatyn.
Piaty miesiac kalendarza
ksiezycowego uwazany jest
za pechowy. Ludzie wierza, ze katastrofy i choroby przydarzaja sie
wowczas
czesciej anizeli kiedy indziej, a dzieci urodzone tego miesiaca
sprawiaja
kolopoty wychowawcze. Aby zabezpieczyc sie przed zlym ludzie wieszaja
nad
drzwiami kuchni i sypialni roslinki - calamus i artemizje. Liscie tych
roslin
sa atrybutami bostw. Jesli ktos nie chce krzakow wieszac nad drzwiami,
moze
zanabyc wizerunki bostw i te powiesic zamiast lisci.
Wierzy sie, ze dzien
Smoczych Lodzi jest perfekcyjnym
dniem na zbieranie ziol, maja one dzialac szybciej i skuteczniej, jesli
sa
przygowane wlasnie tego, a nie innego dnia. Ludzie zazywaja ziolowych
kapieli
coby utrzymac sie w dobrym zdrowiu.
Poczawszy od wrzesnia
ubieglego roku przynudzalem
o chinskich swietach (i nie tylko). W ten sposob zapoznaliscie sie z
wszystkimi glownymi i
kilkoma pobocznymi okazjami do dnia wolnego od pracy w tutejszym
kalendarzu.
Jest to najprawdopodobniej ostatni email z Hong Kongu (chyba ze zdarzy
sie cos
o czym doniesc nalezy).
Pozdrawiam
WL
14.05.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - BIRTHDAY OF TIN HAU
Nim stal sie jednym ze swiatowych
centrow handlowo-fiansowych byl Hong
Kong tylko wioska
rybacka; nim rekiny finansjery zaczely odgrywac tu
glowne role i tworzyc
miejsca pracy, to morze dawalo ludziom pokarm,
zatrudnienie i
umozliwialo egzystencje. Dlatego o morzu nie zapomina
sie w Hong Kongu.
Jedna z najwazniejszych
postaci w tutejszym panteonie jest Tin Hau
(znane w Chinach jako
Mazu) - bostwo morza i patron rybakow. W Hong
Kongu jest okolo 70
swiatyn, choc czesciowo poswieconych Tin Hau.
Kazdego roku w trzecim
miesiacu ksiezycowym obchodzi sie tu urodziny
Tin Hau (w tym roku
przypadalo to na dzien 25 kwietnia).
Istnieje wiele legend o
pochodzeniu Tin Hau, ogolnie przyjete jest
jednak, ze urodzila sie
ona w X-XI stuleciu podczas dynastii Sung,
nazywala sie Mo Niang i
zyla w wiosce rybackiej Pu Tien. Niektorzy
twierdza, ze posiadala
ona zdolnosc przewidywania pogody i w ten
sposob uratowala wielu
rybakow. Wedlug innych podan nawet w najgorsza
pogode miala ona w
zwyczaju stac na brzegu morza w swej czerwonej
sukni i wskazywac droge
rybackim lodziom. Majac 28 lat wspiela sie na
gore i odleciala ku
niebu.
Wszyscy, ktorym morze
daje zatrudnienie, czcza Tin Hau. Rybacy modla
sie o bezpieczenstwo,
dobra pogode i pelne sieci; dziekuja za
szczescie w
przeszlosci, modla sie o wstawiennictwo w przyszlosci.
Lodzie przystrajane sa
wstazkami i flagami w bardzo zywych kolorach.
Rybacy skladaja tez
dary - kadzidelka, male sumki pieniedzy, ukladaja
piramidki z pomaranczy
(sumbolizujacych niesmiertelnosc i pomsylnosc),
pieczone prosieta
majace strzec przed choroba i zlym losem, czy tez
granaty, ktore
wypalnione niezliczonymi nasionami symbolizuja
plodnosc.
Na Nowych Terytoriach
napotkac mozna procesje, zmierzajace do
lokalnych swiatyn.
Procesje nietrudno zlokalizowac, bo zazwyczaj
slychac je z daleka -
towarzysza im gromkie dzwieki bebnow. Bebny
stanowia podklad
dzwiekowy dla tanca lwa. Dwoch ludzi, z ktorych jeden
dzierzy glowe lwa
wykonana z papieru, a drugi lwi zad porusza sie
rytmicznie, starajac
sie oddac odczucia lwa. Wedlug ich interpretacji
lew moze byc wstydliwy,
swawolny, a czasem zly. Lew zmierza do
swiatyni, gdy do niej
dotrze nie moze okazywac bostwu tylnej parti
ciala, tym samym
lekcewazenia; dlatego, wycofuje sie zad-naprzod.
W procesji niesie sie
rowniez fa pau. Sa to osiagajace 6-10m wysokosci
"oltarze" - kwiaty i
inne ozdoby przyczepione do papieru rozpietego na
bambusowym rusztowaniu.
Obchodom urodzin Tin
Hau towarzysza spektakle opery kantonskiej. Nie
tak dawno temu na placu
przed nasza kolonia blokow pobudowano dwie
budowle z bambusa.
Wieksza jest teatrem, na przeciw niej stoi druga -
siedziba bogini. Tin
Hau zwrocone twarza do sceny jest najwazniejszym
widzem/sluchaczem.
Dzis zaledwie kilka
godzin temu miala miejsce kulminacja obchodow
urodzin Tin Hau na Tuen
Mun. Przed poludniem nieopodal, przy
targowisku ryb i owocow
morza, grupy (szkoly) lwiego tanca zaczely
przygotowywac sie do
procesji. Czlonkowie kazdej grupy (orkiestra,
tancerze) ubrani w
jednakowe stroje, cwiczyli uklady choreograficzne.
Taniec lwa wymaga
kondycji, zarowno kierownik glowy jak i sterowacz
zadka niesutannie
podskakuja, wierzgaja konczynami dolnymi, rekoma
sterujac glowa, badz
kadlubkiem. Niezwyklej urody ewolucje nagradzane
byly przez
widzow-ekspertow brawami. Strudzeni tancerze zmieniani byli
przez kolegow z
druzyny. Wirtuzi lba i mistrzowie tylka zbierali
gratulacje, celebrowani
byli niczym strzelec gola podczas meczu
pilkarskiego. Potem
przyszedl czas na krotkie pokazy kung fu;
poczatkujacy, sredniacy
i ci bardziej zaawansowani. Zarowno lwy jak i
zawodnicy kung fu
demonstrowali swe umiejetnosci przy ogluszajacych
dzwiekach sekcji
rytmicznej.
W poludnie rozpoczal
sie pochod w kierunku bambusowej opery. Grupa
prowadzona byla przez
ludzi z darami dla Tin Hau, dominujacym
skladnikiem bylo
pieczone prosie, czesto w liczbie mnogiej; poza tym
wielkie kadzidla,
owoce, czasem butelki wina. Za darami podazala
orkiestra, tancerze i
na koncu wprowadzane byly "fa pau".
Gdy ludzie z darami
osiagneli budowle bedaca siedziba bogini, plac
nalezal do tancerzy i
akrobatow. Bebniarze walili z zapalem w
instrumenty (bebaniarze
to byli najczesciej ogromni Chinczycy), a lwi
tancerze pokazywali
wszystko co najlepsze. Czasem byl to tylko lew
samotnik, najczesciej
para lwow, a czasem nawet „kotki trzy”. Duze
grupy/szkoly procz
lwiego tanca demonstrowaly taniec smoka oraz
umiejetnosci
akrobatyczne – kilkupietrowe ludzkie piramidy,
ewentualnie silacze
wywijali gigantycznymi flagami. Jako ze grup bylo
sporo, najwyrazniej
istnial limit czasowy dla grupy - jegomosc z tuba,
sygnalizowal tancerzom,
kiedy czas sie oddalic. Wtedy nastepowala
demonstracja fa pau.
Konstrukcje ktore osiagaly czasem 10m wysokosci,
byly wnoszone przez
wielu mezczyzn, czasem byly wpychane na wozkach.
Przed oltarzem Tin Hau
stawiano je w pozycji pionowej. Nim usunieto je
na bok, aby umozliwic
kolejnym grupom wejscie, konstrukcje „klanialy”
sie bogini, ewentualnie
tragarze biegali kilkakroc w te i we w te z fa
pau w pozycji lezacej,
pokrzykujac przy tym energicznie.
Grup bylo na tyle
sporo, ze procesja i pokazy na placyku trwaly bite 3
godziny. Kiedy koncze
pisac te slowa, w bambusowej operze trwa
spektakl a bebny wciaz
dudnia mi w uszach. To relacja na zywo z Tin
Hau Festival. Ponadto
dolaczam kilka bardzo swiezych zdjec. Mozna
rzec, ze jeszcze cieple.
Niezwykle jest to, ze
uczestnicy dzisiejszej procesji musieli
poswiecic temu
wydarzeniu mnostwo czasu i energii – przygotowac
stroje, fa pau,
opanowac uklady choreograficzne. Zaangazowane w to
wydarzenie byly cale
spolecznosci. Choc uczestnicy reprezentowali
wszystkie grupy wiekowe
to dominowali ludzie mlodzi. Jakos nie mozemy
oprzec sie wrazeniu, ze
oni potrafia pracowac nad czyms grupowo,
podczas gdy my (albo
tylko my dwoje, ewentualnie my Polacy) jestesmy
indywidualistami. Mamy
racje?
Pozdrawiamy serdecznie
A&W
07.05.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - WALLED CITY
To bedzie krociutka historia skrawka ziemi (120m x 210m) na terenie dzisiejszego Hong Kongu...
Od dawien dawna bylo to strategicznie wazne miejsce dla Chin. Za czasow Dynastii Song (960-1279) ustanowiono tu przyczolek skad kontrolowano handel sola. W roku 1668 miejsce zostalo ufortyfikowane, stacjonowalo tu 30 straznikow. W 1842 roku, po Pierwszej Wojnie Opiumowej, wyspa Hong Kong w wyniku traktatu Nanjing zostala oddana w rece Anglikow. Wowczas ranga miejsca jeszcze wzrosla - wyspa byla tuz za miedza, stad obserwowano co tez Brytyjczycy tamze wyprawiali. Miejsce otoczono poteznym murem, a 6 wiez strazniczych i 4 bramy dopelnialy calosci.
Na podstawie konwencji z roku 1898, Kowloon i Nowe Terytoria zostaly wydzierzawione Anglikom na 99 lat. Fort poczatkowo pozostawal w rekach Chin. Brytyjczycy postanowili przejac fort i wyslali tam wojsko. Jedyne co zastali to garstka ludnosci cywilnej – chinscy zolnierze wyniesli sie zawczasu.
Podczas II wojny swiatowej, w czasie japonskiej okupacji mur zostal rozebrany. Rozbudowywano lotnisko Kai Tak na Kowloonie i material z murow wykorzystano na ten cel.
Tuz po wojnie Chiny zaanonsowaly chec ponownego przejecia tego obszaru. Uchodzcy z mainlandu korzystajac z protekcji panstwa szybko sie tu zadomowili. Na calej powierzchni bylego fortu zaczely wyrastac budynki mieszkalne. Kazdy budowal co chcial i jak chcial, budowano bez fundamentow, planow, architektow. Zabudowania paczkowaly w kazdym kierunku, wkrotce powstal monolit. Przestrzen 120 na 210 metrow zamieszkiwaly tysiace ludzi, ktorzy o swietle slonecznym w domu, badz na ulicy, mogli pomarzyc. Tylko dwie regulacje prawne ograniczaly wolnosc Bobow-budowniczych - prawidlowosc laczy elektrycznych (wyobrazcie sobie pozar) i wysokosc nie przekraczajaca 14 kondygnacji (bliskosc lotniska).
Tuzin ulic przecinajacych obszar mialo niewiele ponad metr szerokosci, mizerne oswietlenie i fatalny wrecz system kanalizacyjny. Nieformalny sytem przejsc i schodow w wyzszych partiach budynkow pozwalal na przejscie calej dzielnicy bez dotykania stopa ziemi. Mieszkania mialy powierzchnie okolo 20 metrow kwadratowych dlatego zagospodarowano do zycia balkoniki i dachy budynkow. Ponadto na dachach musiala sie znalezc przestrzen dla anten telewizyjnych, zbiornikow na wode, smietnikow i sznurow na bielizne. Rowniez i dachy sluzyly jako pasaze komunikacyjne - przy pomocy kilka drabin mozna bylo pokonac dystans z jednego konca Walled City na drugi.
Chiny mialy w latach 40-50 dwudziestego wieku inne problemy na glowie, wiec nie poswiecaly bylemu fortowi uwagi. Wielka Brytania nie mieszala sie do spraw w obrebie nieistniejacych juz murow - patrole policji Hong Kongu nie zapuszczaly sie w te rejony. Wraz z chinskimi uchodzcami przybyly tu triady (przestepczosc zorganizowana) i to one wkrotce przejely kontrole nad zanarchizowana spolecznoscia. Jak grzyby po deszczu zaczely powstawac palarnie opium, "jaskinie" hazardu i burdele. Patrole policji nie wizytowaly „miasta ciemnosci" z zupelnie innych juz powodow...
"Tu, prostytuki instalowaly sie na jednej stronie ulicy, podczas gdy po drugiej stronie nauczal ksiadz, rozdajac jednoczesnie mleko w proszku najubozszym; gdy pracownik opieki spolecznej udzielal pomocy, skulony pod schodami narkoman doznawal odlotu; miejsce gdzie w ciagu dnia bawily sie dzieci, po zapadnieciu zmroku stawalo sie pigalakiem..."
Dopiero w latach 1973-74 policja przeprowadzila serie rajdow i nalotow na Walled City, aresztowano 2500 osob i odzyskano blisko 2000 kilogramow narkotykow. Z pomoca meszkancow, udalo sie ograniczyc przestepczosc. Mimo tego, ze mafiozi i przestepcy znajdowali schronienie w ciemnych uliczkach Walled City, ogrom mieszkancow wiodl zupelnie zwyczajne zycie. Istnialy tam male zaklady produkcyjne i uslugowe. Rzesze ludzi wstawaly co rano, aby zarobic uczciwie na miske ryzu.
Slowo "rzesze" jest tu jak najbardziej uzasadnione. W roku 1987 podjeto probe policzenia ludnosci w obrebie Walled City. Okolo 33 000 ludzi zylo na obszarze 26 304 metrow kw. To daje 1 254 500 ludzi na kilometr kwadratowy. Tymczasem w calym Hong Kongu, ktory jest z jednym z najgesciej zaludnionych miast swiata, na jednym kilometrze zyje 6 480 osob!
W roku 1987 ogloszono decyzje o zburzeniu Walled City, 1993 rozpoczeto wyburzanie. Dzis istnieje tu park miejski.
Kilka miesiecy wstecz przeczytalem ksiazke autortwa Martina Bootha “Golden Boy”. To wspomnienia autora z lat 50, gdy jako siedmioletni chlopiec przybyl wraz z rodzicami do Hong Kongu. 60 lat temu miasto to musialo wygladac zuplenie inaczej... Ponizej krotki fragment. Jako ze leniwy jestem, a tlumaczenia rzadko dorownuja oryginalom - po angielsku. Dorzucam tez kilka fotek skradzionych z sieci.
We had not been
inBoundary Street a day when my mother took me aside. "Martin,"
shestarted, signifying her seriousness, "I know you like to roam
andexplore, and round here that's all right. But," she
continued,unfolding a map of Kowloon, "you do not go even near here."
She pointedto the map. Kowloon Walled City was left as a blank
uneven-sided square.
To utter such a dictum to a street-wise eight-year-old was tantamountto
buying him an entrance ticket. The following afternoon,
homeworkhurriedly completed, I glanced at the map and headed east down
BoundaryStreet. In 10 minutes, I was on the outskirts of Kowloon
WalledCity.Nothing indicated to me why this place should be
forbidden.Several six-storey buildings were being erected, with several
alreadyoccupied or nearing completion; and a lot of shanties and
oldertwo-storey buildings were leaning precariously. It looked like
asquatter area but with permanent structures in the middle in
illrepair. A hutong [lane] lay before me, winding into the buildings
andshacks. There being, I reasoned, no way my mother was ever going
tofind out, I set off down the alleyway, easing my way past a man
pushinga bicycle, the
pannier laden with cardboard boxes. He paid me not the
slightestattention. Through the open doors I spied scenes of
industrialdomesticity. To one side would be a kang or metal-framed bed,
piledwith neatly folded bedding; to the other several people seated at
atable sewing, assembling torches, placing coloured pencils in boxes
orpainting lacquer boxes. Behind other doors were businesses, pure
andsimple. In one a baker was placing trays of buns in a wood-fired
oven;in another, two men were making noodles, swinging sheets of thin
doughin the air around a wooden rolling-pin, the interior of their
shackghost-white under a layer of flour dust.
Wherever I went, the air was redolent with the smells of wood
smoke,joss-sticks, boiling rice and human excrement. Arriving at one of
theolder stone buildings, I was about to peer in through an open door
whena Chinese man rushed out and slammed it shut. Stripped to the
waist, hebore a coloured tattoo of a dragon on his back. He glowered at
me.
"W'at you wan'?" he asked.
"Nothing," I said, fighting to stop myself sounding guilty, although
ofwhat I did not know. Then, hoping it might soften him a bit, I
added,"Ngo giu jo Mah Tin." I held my hand out. "Nei giu mut ye meng?"
He was taken aback by my introducing myself - especially in Cantonese
-and it was at least 30 seconds before he took my hand and firmly
shookit. During that time, he eyed me up and down, much as a butcher
might abull being led to slaughter.
"Mah Tin," he said at last. "Ngo giu jo Ho. Why you come?"
"Just looking," I answered, shrugging and adding in pidgin
English,"Come look-see."
"You no look-see," he answered sternly. "No good look-see for
gweilo[foreign devil] boy."
I smiled, nodded my understanding, said, "Choi kin," (goodbye)
andturned to go.
"You look-see," he declared, changing his mind. He opened the
door,indicating I follow him.
What until now had seemed a harmless saunter through just anotherwarren
of passageways immediately took on a sinister aspect. No-oneknew I was
here. What, I considered, if this old stone building withits
substantial door was the headquarters of the evil Fu Manchu? I
hadrecently read Sax Rohmer. If I stepped over the high lintel, I
couldvanish. For ever. On the other hand, not to accept Ho's
invitationwould result in a massive loss of face. And so, I followed
him into thebuilding.
The entire ground floor consisted of one vast room, heavy beams
holdingup the ceiling and second floor. It was furnished with upright
rosewoodchairs, the wood even darker with age, low tables and several
ornatelyframed mirrors. Halfway down the room stood a wooden screen,
the tophalf pierced by intricate fretwork, the rest a painting
depictingsheer-sided hills and lakes. To the rear was a staircase
beneath whicha door opened and an old hunched woman entered, walking
with the aid ofa stick. She took one look at me and grinned
toothlessly, hobbled to myside and, stroked my hair. This put me at
ease. First, Fu Manchu washardly likely to employ crones and second, my
golden hair was apassport to my security. No-one would risk harming
such a harbinger ofgood fortune.
"You come." Ho beckoned me up the stairs. I followed him into a
room,along three sides of which were placed wooden kangs. Upon one lay
asupine man asleep upon a woven bamboo mat, his head on a hard
Chineseheadrest, his legs drawn up, his hands twitching like a dog's
paws in adream of chasing rabbits.
"Nga pin," Ho announced and beckoned me further towards the fourthwall,
the whole length of which was shuttered. I refrained from askinghim
what nga pin was for fear of seeming ignorant. He unlatched one ofthe
shutters and we stepped out on to the balcony, which slopedforwards
towards a crumbling balustrade.
>From here, I was afforded a panoramic view of the walled city.
Theshacks were so tightly packed, it was impossible to see where
thehutongs ran between them. Yet the real surprise was the few
largerbuildings tucked between them. One stood in a wide
rectangularcourtyard with a number of outbuildings close by; from
another rose afaint cloud of bluish smoke which meant it had to be a
temple. In thedistance was Kowloon Bay, a cargo ship riding at a
quarantine buoy.Over to my left was the bulk of Fei Ngo Shan, the most
easterly of theKowloon hills, the slopes sharp and clear in the late
sun. Ho took meback inside. We passed the sleeping man, who was
beginning to wake, anddescended the stairs which creaked loudly. Once
outside, Ho bade mefarewell and went back into the house, closing the
door. I set offalong the way I had come, considering to myself that I
had taken aterrible risk. Reaching the edge of the squatter shacks, and
steppingout on to a road with traffic going by, I resolved not to be
sofoolhardy again. Yet I knew I had to return to investigate the
templeand the building in the courtyard.
When I returned to our flat, I went into the kitchen where our cookWong
was preparing supper and asked him what nga pin meant. He
stoppedstirring a pan for a moment, looked quizzically at me and
replied,"Opium."
05.05.2011 SPOSTRZEŻENIAPANA HENIA - GEOLOGIA HOSHIMINSKA
W zatoce Ladujacego Smoka (czy tez Spadajacych Smokow) najstarszymi skalami sa osady Ordowiku i Syluru (powstale okolo 455-420 mln lat). Sa to formacje Tan Mai i Co To. Pierwsza z nich sklada sie z piaskowcow, mulowcow z wkladkami zlepiencow, lupkow serycytowych, lupkow kwarcowych. Miazszosc tej formacji osiaga 1960 metrow. Formacja Co To wziela swa nazwe od pobliskiej wyspy, zawiera ona osady fliszowe (turbidyty, mulowce, lupki). Osiaga podobna miazszosc - okolo 2 tys metrow i zawiera skamienialosci wczesnego Syluru - Demirastrites triagulatus, Spirograptus turriculatus, Pristiograptus cf. regularis, Monograptus exgr. pandus.
Czesc czytaczy zapewne pamieta ten zargon, a kilkoro moze sie nim jeszcze swobodnie posluguje. Ja kiedy cos takiego slysze zaczynam grzebac w pamieci i dumac co to do cholery jest turbidyt (musi cos ze wzburzona woda zwiazane, pewnie osad morski). Tabele stratygraficzna mialem obkuta wiec glupim Ordowikiem nikt mnie zaskoczy. Ze szkoly sredniej nawet Tremadoki pamietam. Lacinska systematyke zwierzeca zapomnialem wkrotce po egzaminie z paleontologii.
Wstep ten wydaje mi sie akuratny aby wspomniec o jednym z bardziej uroczych zakatkow swiata gdzie przyszlo nam Swieta Wielkiej Nocy spedzic. Miejscem tym jest Zatoka Ha Long - okolo 1550 kilometrow kwadratowych powierzchni, gdzie rozsianych jest 1969 wapiennych wysypek przeroznych ksztaltow i rozmiarow. Ha Long Bay to jedna z glownych atrakcji Wietnamu, wpisana na Liste Swiatowego Dziedzictwa UNESCO. Na liscie UNESCO zatoka znalazla sie nie tylko za sprawa bezsprzecznych wartosci estetycznych. Znajda to cos dla siebie zwykli turysci, ale rowniez profesjonalisci majacy chec na prowadzenie badan geologicznych, geomorfologicznych, geograficznych, biologicznych, oceanograficznych czy tez archeologicznych (pozny paleolit – wczesna epoka zelaza - kultury Soi Nhu, Cai Beo i Ha Long).
Jeszcze troche zargonu geologicznego pozwole sobie wtracic... Pod koniec paleozoiku, w karbonie i permie (okolo 340 - 240 mln lat temu) w plytkim i cieplym morzu powstal gruby (kilka tys. metrow) kompleks wapieni (formacje Cat Ba i Quang Hanh), ktore stanowia podloze struktury geologicznej Ha Long. W mezozoiku (okolo 240 - 70 mln lat temu) skorupa ziemska w tym rejonie poddana byla intensywnym, choc powolnym, ruchom tektonicznym, ktore doprowadzily do zdeformowania (faldy, uskoki) i wypietrzenia obszaru. Jeszcze pozniej, w efekcie wielokrotnych transgresji i regresji morskich (wkraczania i wycofywania sie morza) formacje poddawane byly intensywnej erozji, ktora w ostatnich 2 mln lat wspomogly procesy krasowe wywolane obfitymi opadami deszczu. W efekcie powstala niezwykle urozmaicona morfologicznie powierzchnia z wieloma wyniesieniami, zaglebieniami i jaskiniami. Wyspy maja zroznicowana powierzchnie (kilkadziesiat m2 - kilka km2) i wysokosc (nawet ponad 200 m n.p.m.). Ich cecha charakterystyczna sa strome, prawie pionowe sciany skalne. Dotychczas odkryto tu ponad 20 jaskin. Reprezentuja one rozne formy, niewielkie pozbawione szaty naciekowej, poprzez plytkie galerie, az do jaskin o charakterze meandrujacych kanalow.
Wietnamczycy wierza, ze zatoka jest dzielem smoka. Tlumaczy to lokalna legenda: W zamierzchlych czasach gdy Wietnamczycy walczyli z najezdzca bogowie zeslali rodzine smokow, aby pomogly one w obronie kraju. Smoki wypluwaly perly, ktore po zetknieciu z woda zmienialy sie w jadeit i uformowaly mur. Okrety wroga roztrzaskiwaly sie o mur, dzieki czemu atak zostal doparty. Pomocne smoczyska pozostaly na Ziemi, a miejsce, w ktorym wyladowala matka smokow zostalo nazwane Ha Long Bay.
Jeszcze kilka luznych dygresji zwiaznych z Wietnamem i Hanoi... Ha Long Bay dzieli od Hanoi okolo 3 godzin jazdy autobusem. Widoczny za oknem kraj przypominal Anicie Polske z czasow socjalizmu (Wietnam wciaz jest wyznawca tego systemu). Roznica zasadnicza jest fakt, ze ludzie uwijajacy sie na polach (glowy oczywiscie nakryte stozkowymi kapeluszami) uprawiaja ryz, a nie zyto. Dojezdzajac do Hanoi, na wylotowce z miasta, stalo wiele sprzedawcow bagietek. To spadek po Francuzach, dokazujacych swego czasu w Wietnamie.
Domy budowane sa na planie mocno wydluzonego prostokata. Hotel w ktorym mieszkalismy w Hanoi mial podstawe o wymiarach mniej wiecej 3m (lozko trudno bylo obejsc dookola) na 20m. Domy nierzadko maja 4-5 kondygnacji. Glowna fasade stanowi waski bok. Fasady sa czesto pstrokato tynkowane i bogato zdobione - balkoniki, kinkieciki, trelki, duperelki. Tynkowaniem scian bocznych, o przeciez znacznie wiekszej powierzchni, nikt sie nie klopocze. Gdy domy staja samodzielnie proporcje budynkow bija po oczach.
Typowe knajpki w Hanoi to plastikowe stoliki (wysokosci mniej wiecej 50cm) i krzeselka ledwie od ziemi odstajace, w lokalu lub czesciej przed lokalem. Nie moglem sobie odmowic degustacji w takim przybytku. Piwo warte jest dolara, a pokarm mniej wiecej drugie tyle. Dolara, bo jest on (ten z portretem Waszyngtona) obok lokalnego donga druga waluta. Dzieje sie tak prawdopodobnnie dlatego, ze amerykanska walute latwiej liczyc... Po wymianie dwustu dolarow portfel mi utyl za sprawa ponad 4 milionow dongow.
Uniwersytet w Hanoi poczatkowo poswiecony Konfucjuszowi, dzis znany jako Temple of Literature i honorujacy doktorow oraz uczonych, ufundowano blisko 300 lat przed najstarszym polskim uniwersytetem bo w roku 1070. Na terenie znajduje sie 82 kamiennych obeliskow o podstawie w ksztalcie zolwia. Upamietniaja one 82 sesje egzaminacyjne, ktore mialy tam miejsce miedzy 1442 i 1779 rokiem. Na obeliskach wyryto 1307 nazwisk Wietnamczykow, ktorzy zdali wowczas egzaminy doktorskie. Przed waznymi egzaminami odwiedzaja to miejsce dzisiejszi studenci. Podczas naszej wizyty krecilo sie tamze wiele atrakcyjnych, pieknie przyodzianych dziewczat. Zapewne przyszly, aby potrzec glowy zolwi i zapewnic sobie tym samym powodzenie podczas egzaminow.
Zanabylem sobie flaszke snake wine czyli ryzowego winka z wezem w srodku. Moj waz trzyma ponadto skorpiona w pysku; pewnie byla promocja. Napitek ten znamienity, wedlug tutersow pozytywnie wplywa na zdrowie i kondycje. Winko od glowy bolenia i kuzki stojenia (ze wskazaniem na stojenie). pozdrawiam serdecznie WL
17.04.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - GUAN YU
Jest jedna z najwazniejszych Chinskich postaci w historii, jego prawdziwe zycie ustapilo miejsca zmityzowanej wersji, ktora mozemy odnalezc chociazby w powiesci historycznej"Romans Trzech Krolestw", a jego uczynki i walory moralne przekazywane bylo z pokolenia napokolenie w wyidealizowanej wersji. Guan Gong. Uosobienie lojalnosci i prawosci.
Gong znaczy tyle co pan, mistrz, Guan nazwisko. Faktycznie zwal sie on Guan Yu (关羽) i zyl mniej wiecej miedzy 160 i 220 rokiem naszej ery. Dynastia Han dobiegala konca, rola cesarza byla ograniczona bo potezne klany i cesarscy urzednicy walczyli ze soba o wplywy. W tym tez czasie pozbawieni praw chlopi rozpoczeli serie powstan, najpowazniejszym z nich bylo powstanie zoltych turbanow. W miare postepu politycznej degrengolady, reginalnych watazkow nie zadowalala funkcja pierwszych po cesarzu - chcieli rzadzic swymi krolestwami. Cao Cao i Sun Quan ustanowili sie casarzami Wei i Wu a Liu Bei obwolal sie cesarzem Shu. Guan Yu sluzyl Liu Beiowi. Byli oni lojalni dynastii Han, zabiegali oni o wzmocnienie podupadajcej wladzy cesarza. Ten okres trwajacy ok 60 lat zwany jest w chinskiej historii okresem Trzech Krolestw. Guan Yu wojowal przez blisko 40 lat swego zycia, ktore postradal podczas jeden z wypraw (odmowil poddania sie). Byl przez cale zycie lojalny Liu Beiowi.
Guan Gong jest tradycyjnie portretowany jako wojownik o czerwonej twarzy z dluga, bujna broda. Podczas gdy jego broda jest rzeczywiscie wspomniana w zapiskach historycznych, tak czerwony kolor twarzy moze wywodzic sie z cytatu pojawiajacego sie w "Romansie Trzech Krolestw". Jest tam sportretowany jako jegomosc mierzacy 9 chi (blisko 3 metry!) z broda ok. 70 cm i czerwonymi policzkami. Brwi jego przypominaly jedwabniki (co oznacza ni mniej ni wiecej tylko krzaczaste), a calosciowo prezentowal sie niebywale dostojnie i majestatycznie. Czerwony kolor twarzy moze tez miec zrodlo w chinskiej operze, gdzie czerwona maska przedstawia osobe prawa i lojalna.
Bronia uzywana przez Guanga jest guan dao zwane Green Dragon Crescent Blade - halabarda wazaca blisko 20 kilogramow. Na zbroje mial w zwyczaju przywdziewac zielona szate.
Guan byl ubostwiany juz w odleglej historii i po dzis dzien jest czczony przez Chinczykow, szczegolnie przez poludniowe regiony Chin, w Hong Kongu i Tajwanie. Jest postacia chinskich wierzen ludowych, konfucjanizmu, taoizmu czy chinskiego buddyzmu a jego kapliczki sa wszechobecne w chinskich sklepach i restauracjach. Kapliczki Guana znajduja sie na kazdym posterunku hongkonskiej policji. Na ironie zakrawa fakt ze jest on rowniez czczony przez triady (mafia). Roznica miedzy statuetka na posterunku policji i apartamencie gangstera jest to ktora reka dzierzy halabarde - prawa dla policji i lewa dla mafii. Na zachodzie znany jest czasem jako bog wojny. Wywodzi sie to stad, ze Guan jest najslynniejszym chinskim generalem w historii. Dominowal na polu bitewnym nie tylko dzieki odwadze i bieglosci we wladaniu bronia, ale tez dlatego ze byl swietnym wodzem i taktykiem. Chinscy biznesmeni w Hong Kongu i Makau czcza Guana jako boga bogactwa, a taoisci rowniez jako boga literatury. Zaiste musi Guan obsluzyc wielu, bardzo zroznicowanych petentow.
Na Guana natknelismy sie po raz pierwszy kilka dni po przybyciu do HK, gdy wychodzilismy z urzedu gdzie aplikowalismy o tutejszy dowod osobisty. Stal w witrynie sklepu gdzies na Yuen Long. Wtedy jeszcze nic nie wiedzielismy o postaci, a pani w sklepiku nie potrafila nam swej wiedzy przekazac w jezyku przez nas zrozumialym. Przechadzajac sie po miescie i jadajac w lokalnych knajpkach nie sposob go przeoczyc. Kapliczki Guana sa wszedzie. Przed figura kladzie sie owoce (pomarancze), pali kadzidelka, czesto towarzysza mu lampki w ksztalcie brzoskwini, symbolizujacej dlugowiecznosc.
Jedna z ciekawszych w naszym mniemaniu swiatyn w HK jest poswiecona Guanowi (choc nie tylko jemu). Man-Mo temple na Hollywood Road. U stropu tej swiatyni wisza spore spiralne kadzidla. Na oltarzu kazdy moze zapalic swoje ofiarne kadzidelko, z czego ochoczo korzystaja wizytujacy swiatynie Chinczycy. Atmosfera wewnatrz jest bardzo gesta, moja pierwsza wizyta tamze musiala zostac skrocona, bo kilku minutach nic nie widzialem przez lzy zalewajace oczy.
Chinskosc Guan Gonga tak bardzo przpadla nam do gustu, ze przygarnelismy go ostatnimi czasy. Guan stal sie Wujkiem Drewniakiem stanal na polce i pilnuje naszego watlego jeszcze lokalnego ksiegozbioru.
Pozdr WL
08.04.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - MAKAU
Makau to drugi obok Hong Kongu Specjalny Region Administracyjny. Chiny dbaja tylko o obrone terytorium i polityke zagraniczna. Male Makau (28 km kw powierzchni i okolo pol miliona mieszkancow) ma odrebny system prawny, administracyjny i gospodarczy. Utrzymuje wlasna policje. Waluta Makau jest pataka, kurs jest ustalany w stosunku do dolara z Hong Kongu (kurs jeden do jednego). Dolar hongkonski jest tu wszedzie przyjmowany i stanowi 50% pieniedzy w obiegu.
Aby dostac sie do Makau do wyboru mamy prom (kursuje co 15-30 min, rejs trwa okolo godziny, cena 130-275HKD) lub smiglowiec (cena 2900 HKD za przelot). W tym roku maja sie rozpoczac prace nad mosto-kanalem o dlugosci 29,6 kilometra. Ma on polaczyc oba miasta, wg planu bedzie to autostrada z trzema liniami ruchu po kazdej stronie. Niesmialo mowi sie o ukonczeniu projektu w roku 2015.
Ponad 50% produktu krajowego brutto Makau pochodzi z hazardu i turystyki. 15% ludnosci pracuje w hotelach i restauracjach, kolejne 10% znajduje zatrudnienie w kasynach. Kasyna Makau zarabiaja wielokroc wiecej niz te w Las Vegas. Goscie kasyn to w zdecydowanej wiekszosci ludzie z mainland China, troche Hindusow i garstka Europejczykow. Skorumpowani chinscy urzednicy czy kacyki partyjne potrafia tu przepuszczac setki tysiecy dolarow (tych amerykanskich) w ciagu doby. Media w HK od czasu do czasu podaja przyklady typkow, ktorym latwo przyszlo i blyskawcznie poszlo.
Szwendajac sie po miescie wciaz przypominala mi sie ksiazka "Fountainhead" ("Zrodlo"). W tej i pozniejszej powiesci "Atlas Shrugged" (ponoc druga po Biblii najlepiej sprzedajaca sie ksiazka w USA) Ayn Rand przedstawia filozofie obiektywizmu. Bohater "Fountainhead" to wybitnie uzdolniony architekt Howard Rourke, ktory wbrew panujacym gustom klasycznym projektuje budynki o nowoczesnej formie. Idzie pod prad, naraza sie na ataki pseudointelektualistow i ekspertow madrych inaczej. Spogladajac na architekture Makau myslalem, ze tu Howarda Rourka niestety zabraklo. Mam tu na mysli ksztaltujace wizerunek nowej czesci miasta liczne budynki hoteli i kasyn. Albo sa to wielkie bryly z kolumnada u frontu, atlantami-atlasami podtrzymujacymi dach i konmi skaczacymi z dachu (L'arc New World), albo jakies okropnie festyniarskie ksztalty np: pioropusz wyrastajacy z bomby (Grand Lisboa). Nawet jesli Howard Rourke zaprojektowal oszczedne w formie i nowoczesne budynki ze szkla to jakis tradycjonalista polaczyl je, pasujacym jak piesc do nosa, pasazem handlowo-kasynowym (Wynn). Szczesliwie mozna od rozpasania architektow odetchnac przechadzajac sie po starowce zostawionej przez Portugalczykow. Ta jest stonowana i europejska.
Przed przybyciem Portugalczykow w wieku XVI byla tu nic nie znaczaca osada. To handlarze portugalscy przyczynili sie do rozwoju miasta. W XVI stuleciu miasto pelnilo malo chwalebna funkcje punktu przerzutowego chinskich niewolnikow do Portugalii. Chlopcy pojmani w Chinach sluzyli jako niewolnicy w Lizbonie, a czasem byli sprzedawani do innej kolonii portugalskiej - Brazylii.
Spacerujac po wyspie Hong Kong, czy Nathan Road na Kowloonie, mozna odniesc wrazenie ze zegrek Rolex jest towarem pierwszej potrzeby. Wydaje sie, ze wiecej tam miejsc sprzedajacych rolexy niz chleb. Wystawy jubilerskie w Hong Kongu sa jednak dosc oszczedne, nieliczne zegarki sa ladnie wyeksponowane; w Makau rolexy, patki, omegi i inne produkty szwajcarskich zegarmistrzow sprzedaje sie jak na parafialnym odpuscie - zegarki kosztujace od 5 do 100 tys euro leza prawie jeden na drugim, witryny jublilerow ociekaja zlotem.
O ile zakup dobrej klasy zegarka potrafie zrozumiec (mozna sie tym cieszyc cale zycie a za sto lat wnuczek moze okaz z limitowanej serii dobrze sprzedac) , tak w zdumienie mnie wprawil makauski sklep z alkoholem gdzie butelka brandy na wystawie (ta juz byla mocno wyeksponowana) kosztowala 368 tys patakow (33 tys euro albo 130 tys zlotych). Wypic 130tys zl i oddac z moczem... Kto wyda taka kwote na flaszke? Sultan Brunei? Muzlmanie przeciez nie powinni pic alkoholu...
W Makau spedzilem ponad tydzien w pracy bo jeden z wymienionych wyzej hoteli ma problem. Doba tamze kosztuje tyle ile moja pierwsza miesieczna wyprawa na Bliski Wschod (pozdrawiam serdecznie M R-W), w zyciu nie widzialem tyle rolls-roycow na raz co na hotelowym podjezdzie. Sadzac po hotelowych limuzynach nasz byl z tych lepszych - przed innymi staly mercedsy klasy S. Samochody musi czekaja na skorumpowanych chinskich urzednikow, ktorym szczescie tego dnia dopisalo.
Makao kojarzy mi sie z lokalnymi przysmakami sprzedawanymi na Rue de Sao Paulo - suszona, prasowana wolowina oraz slodyczami z Koi Kee bakery szczegolnie orzeszkami ziemnymi z miodem i sezamem. Mniam, mniam, majonezy. W sklepach mozna tez zanabyc piwo marki Macau, warzone gdzies w regionie i kilka gatunkow piw portugalskich.
pozdrawiam WL
1.-2. Grand Lisboa
3.
4. Old Macau
5. Beef
6.
7.
8.
9.
10.
11. Św. Paweł
12. Zegarki :)
13. Wynn
14. 15. Wynn dragon
05.03.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - WYZNAWCY I BLOKI
Hong Kong jest miastem wolnosci wyznaniowej. Przewazaja wyznawcy buddyzmu i taoizmu, ale zyja tu protestanci, katolicy, muzulmanie, hinduisci, sikhowie czy zydzi. Blisko 250 tys katolikow moze modlic sie w 52 parafiach (42 koscioly, 31 kaplic). Msze odprawiane sa najczesciej w jezyku kantonskim, ale ponoc w 3/5 kosciolow oferuje msze po angielsku.
Za sprawa misjonarzy nawracajacych Chinczykow z mainlandu mozna tez wysluchac nabozenstwa po wlosku, niemiecku, hiszpansku, lacinie czy wietnamsku. Jest rowniez w HK kilku polskich zakonnikow, w rezultacie raz w miesiacu i Polak zmowi Zdrowaske w ojczystej mowie. Na mszy po Polsku bylismy raz, frekwencja dosc marna - bylo nas jakies 10 osob (ponoc mieszka tu i pracuje 200-300 Polakow).
Podczas chinskich nabozenstw uczestnicy to mniej wiecej przekroj spoleczenstwa - dzieci, mlodziez, dorosli i ludzie starsi, obie plcie reprezentowane w proprcji mniej wiecej fifty-fifty. Ten schemat jest mocno zaburzony podczas mszy w jez. angielskim na Nowych Terytoriach, w niektorych kosciolach 95% wiernych stanowia kobiety w wieku 20-50 lat, mezczyzn mozna policzyc na palcach. Kobiety to Filipinki pracujace jako pomoc domowa, panowie to przypadkowi Hindusi, Chinczycy, czasem biali. Na wyspie i polwyspie Kowloon mieszka znacznie wiecej Europejczykow, tam moze to wygladac inaczej, ale w niedzielny poranek rzadko zapuszczamy sie na wyspe.
Na Filipinach potrafia sie w Wielkanoc przybijac do krzyza, nic wiec dziwnego ze tam urodzone i wychowane niewiasty bardzo aktywnie uczestnicza w mszach i w zyciu kosciola. Chory zenskie (panie ubrane w jednakowe stroje), katolickie stowarzyszenia (jednakie kurtki czy koronkowe nakrycia glowy), panie sluzace do mszy (stroj, a jakze, sluzbowy). Filipinki wiara traktuja bardziej serio, anizeli katolicy w Polsce czy Irlandii.
Panie chorzystki spiewaja po angielsku, ale rowniez z jezyku tagalog. Wtedy tekst wyglada nastepujaco:
PAPURI SA DIYOS czyli "Gloria in excelsis Deo" Papuri sa Diyos (3x) sa kaitaasan At sa lupa'y kapayapaan (2x)
Sa mga taong kinalulugdan N'ya Pinupuri Ka namin, dinarangal Ka namin Sinasamba Ka namin, ipinagbubunyi Ka namin Pinasasalamatan Ka namin Dahil sa dakila Mong angking kapurihan itd...
Ostatnimi czasy zmienialismy mieszkanie. Irlandzka umowa najmu wydawala nam sie restrykcyjna w porownaniu z polska (np zwariowany obowiazek mycia okien 4 razy do roku!), ale chinska umowa w Polsce byloby odebrana jako rozboj w bialy dzien (i na prostej drodze).
Umowa podpisywana jest na minimum rok, czesto na dwa lata. Kara za zerwanie umowy nie jest wplacony depozyt, ale wyrownanie do 12 miesiecy. Zerwanie umowy po dwoch miesiacach jest wiec bardzo bolesne dla najemcy, szczegolnie ze ceny najmu w HK sa horendalnie wysokie. Agent nieruchomosci, ktory w naszym przypadku nie byl pomocny - a wrecz przeciwnie tylko utrudnial negocjacje, oplacany jest przez wlasciciela i wynajmujacego po rowno!!
Wspominalem we wczesniejszych donosach, ze Chinczycy to narod strasznie przesadny. Musicie wiedziec ze tu pechowa nie jest trzynastka, ale czworka, czternastka, dwudziestka czworka itd. Dlaczego? Bo slowo "cztery" wymawia sie jak slowo "smierc" - "si".
Nasz blok, ponad 100 metrow wysokosci i na papierze majacy bodaj 39 pieter, w rzeczywistosci ma pieter o kilka mniej. Nie uswiadczysz w windzie guziczkow 4, 14, 24 i 34. Na wszelki wypadek nie ma i 13 - to taki uklon w strone Europejczyka. Zeby nie robic zamieszania z numerami mieszkan na pietrze, mieszkania oznacza sie literkami.
Adres zapisuje sie wedlug schematu: flat A , 32/F (pietro 32), tower 2, nazwa osiedla, nazwa ulicy, dzielnica, rejon. Kodu pocztowego, podobnie jak w Irlandii, nie uzywa sie. Bloki polaczone sa w grupy wspolna platforma. W czesci wspolnej znajduja sie sklepy sluzace tysiacom mieszkancow, knajpki niepozwalajace umrzec z glodu czy tez parkingi. Na szczycie platformy, znajduja sie ogrody, place zabaw dla dzieci, miejsca cwiczen dla seniorow (bardzo popularne ustrojstwo w HK), a czasem i clubhouse.
W clubhouse mozna poczytac gazete, pogadac z sasiadem, zagrac w mahjonga albo chinskie szachy. Takze ludzie preferujacy aktywny wypoczynek znajda w clubhouse cos dla siebie. Zwykle osiedla maja basen dla mieszkancow, osiedla mlodsze rowniez korty tenisowe, kregielnie, pokoje bilardowe. Clubhouse organizuje czas wolny mieszkancom. Mozna na ten przyklad pojechac do Mainland China z sasiadami, pouczyc sie angielskiego, czy tez odbyc kurs wiedzy o winie (degustacje wchodza w zakres kursu). Obiecuje sobie, ze jak tylko zorganizuja taki kurs u nas, bede pierwszy na liscie uczestnikow. Jesli okaze sie ze jezykiem wykladowym bedzie kantonski skupie sie na degustacji.
Pozdrawiam serdecznie WL.
02.02.2011 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA - KUNG HEI FAT CHOI
Najwazniejsze wydarzeniew chinskim kalendarzu imprez to
Chinski nowy
rok. Zaczyna sie wlasnie rok krolika... Oby zwierzatko byly dla Was
wszystkich laskawe (i w niczym nie przypominalo krolika mordercy ze
Swietego Graala Monty Pythona)...
Kilka dni temu w Parku Wiktorii rozpoczal sie targ kwiatow, ktory
konczy sie w noc poprzedzajaca obchody nowego roku. Popularna roslinka
widoczna obecnie na ulicach miasta jest nipplefruit (Solanum
mammosum), roslinka po polsku sie nie nazywa wiec nawiazujac do
angielskiej nomenklatury nazwalbym ja cytryna cyckowata. Cytryna bo
gdy dojrzeje przypomina cytryne z kilkoma wypustkami- sutkami.
Chinczycy obrazowo nazywaja ja wu dai tong tang co sie tlumaczy "5
generacji zyjacych w harmonii pod jednym dachem" (bo cytrynka moze
miec maksymalnie piec wypustek). Roslinka jest trujaca, pelni ona
jedynie funkcje ozdobne.
Wedlug legendy obchody nowego roku pochodza od zwyciestwa nad
straszliwa bestia Nian. Bestia byla bardzo zarloczna, zwykle zywila
sie dzikimi zwierzetami, ale gdy tych brakowalo schodzila z gor,
pozerala bydlo, a czasem i ludzi. Potwor Nian pokonany zostal przez
mnicha Hongjun Laozu, mnich nie uzyl przy tym ani ognia ani miecza
(ani nawet barana wypchanego siarka); on uzyl rozumu. Poczatkowo cwany
mnich bral Nian na ambicje i zagajal w ten sposob:
- zjadasz ludzi ale jadowitego weza na pewno nie zjesz;
- co? ja nie zjem jadowitego weza? odpowiadal glupkowaty potwor, itditd.
Gdy juz wszystkie trujace i szkodliwe zwierzatka zostaly opierdolone
(wybaczcie wulgaryzm ale tak mysle sobie, ze o ile chinski cesarz mogl
doceniac kunszt kucharza upajajac sie smakiem wybornego antrykota, tak
chinski potwor Niam po prostu wpierdalal zylastego byka, albo jadowita
zmije) przyszla kolej na deser w postaci mnicha i ten wowczas rzekl:
- poczekaj po co masz mnie zjadac w ubraniu, rozbiore sie;
i zostal w czerwonych bokserkach. Nian przerazil sie czerwonych
majtek. Po dzis dzien wszystkie domy przed nowym rokiem przystrajane
sa na czerwono aby trzymac bestie na dystans. Ponadto Nian boi sie
halasu i swiatla, stad tez zapewne pokaz sztucznych ogni nad zatoka.
Czerwone elementy dekorujace domy to lampiony, latarnie, czerwone
plakaty, i tegoz koloru banery z zyczeniami. Bardzo czestym motywem
jest krolik, bo to w koncu rok krolika. Inna postacia czesto widoczna
na plakatach noworocznych jest bostwo dobrobytu Cai Shen. Zarowno
krolik jak i Cai Shen przedstawiane sa w sposob infantylny - dziadek
usmiecha sie idiotycznie i ma pocieszne wasiki, a krolika musi
kreowali posledni rysownicy ksiazeczek dla dzieci.
Ludzie wreczaja sobie czerwono-zlote kopertki - lai sze. Zasada jest
ze rodzice wreczaja lai sze dzieciom, pracodawca pracownikom, pary
malzenskie singlom, lokator odzwiernemu czyli senior wrecza kopertke
wasalowi. W kopertce znajduja sie pieniadze. Wreczane kwoty sa raczej
symboliczne. Wrecza sie pojedynczy banknot, a nie zwitek; nie wrecza
sie monet. Banknot powinien byc nowy. Nalezy wreczac kwoty bedace
liczba parzysta, nieparzyste wrecza sie z okazji pogrzebu. Pewnie
myslicie ze trudno jest wreczyc banknot z nieparzysta wartoscia, moze
i macie racje, ale wazna jest cyferka z przodu np. 30 czy 50 to
pieniazek na pogrzeb... tez nie widzialem banknotu 30
zlotowego/dolarowego. Trzymajac sie powyzszych wytycznych i zagladajac
do portfela dochodze do wniosku, ze tylko 20 sie nadaje.
Obchody chinskiego nowego roku roja sie od przesadow, oto kilka z nich:
1. Dom musi bys sprzatniety odpowiednio wczesniej. Sprzatanie w nowy
rok jest surowo zabronione. Chinczycy wierza ze mozna w ten sposob
wymiesc powodzenie w nowym roku za drzwi.
2. Jak ktos powaza ksiazki, nalezy zaopatrzec sie w lekture przed
nowym rokiem. Ksiegarnie beda zamkniete. Po kantonsku slowo "ksiazka"
brzmi jak slowo "strata".
3. Nie wchodzic w nowy rok z dlugami, wszystkie nalezy
wczesniejuregulowac.
4. Podczas nowego roku nie nalezy rozmawiac o duchach, smierci
iumieraniu.
5. Kolor czerwony przynosi powodzenie.
6. Otworzenie okna rowna sie wpuszczeniu szczescia do domu.
7. Ostre narzedzia sa zapowiedzia pecha, nalezy je ukryc. Dlatego w
tych dniach nie nalezy chodzic do fryzjera. Wszyscy moi koledzy sa
obcieci juz na kilka dni przed nowym rokiem.
Aby zapewnic sobie powodzenie w nowym roku ludzie tlumnie wala do
swiatyn, oblezona bedzie szczegolne swiatynia Sik Sik Yuen Wong Tai
Sin. W roku ubieglym spodziewano sie tam 800 tys. wiernych jednego
tylko dnia.
Plan na nowy rok dla hongkongersow wyglada nastepujaco: pierwszego
dnia nalezy isc na parade, drugiego obejrzec pokaz sztucznych ogni a
trzeciego na wyscigi. Gonitwy koni to bardzo powazna sprawa, jest tu
mnostwo hazardzistow, w wielu punktach miasta znajduja sie siedziby
Hong Kong Jockey Club, przed nimi w dniu wyscigow klebia sie dzikie
tlumy majacych nadzieje na powiekszenie majatku dzieki wygranej. Ale
to juz temat na oddzielna historie...
oddajac sie blogiemu nicnierobstwu (bo to najdluzsza przerwa od pracy
w chinskim kalendarzu) pozdrawiam Was leniwie z HK.
Kung Hei Fat Choi 恭喜發財
1. Apples
2. Cai Shen
3. Flower market
4.
5.
6.
7. Nipple fruit
8. Rabbit
9.
11.01.2011 SPOSTRZEŻENIAPANA
HENIA - DIM SUM
Witam
Pierwszym doznaniem kulinarnym w HK, powtarzanym pozniej kilkakroc byly wizyty w typowych tutaj restauracjach typu dim sum. Podawane w tych knajpkach dania są niewielkie dlatego zazwyczaj siadajac przy stole chwyta sie za liste i olowek, po czym stawia się ptaszka przy wielu pozycjach ktore chcialibysmy ujrzec na stole. Zazwyczaj sa to dania smazone na glebokim oleju (podawane na talerzykach) lub gotowane na parze (te podaje sie w malych bambusowych pojemniczkach o okraglej podstawie).
Dim sum znaczy doslownie "chwytajace ze serce". Historycznie wiaze się te restauracje z ze starsza tradycja yum cha (picia herbaty). Herbaciarnie maja swoje korzenie w odleglej historii - przy jedwabnym szlaku powstawaly miejsca dla znuzonych podroznikow. Poczatkowo laczenie picia herbaty z jedzeniem uznawane bylo za zachowanie bardzo nieodpowiednie, bo jakis slynnny chinski znachor stwierdzil ze nabiera sie od tego ciala. Musialo minac kilka stuleci i nauka musiala wykazac, ze wrecz przeciwnie herbata pomaga w trawieniu, aby wlasciciele herbaciarni zaczeli dodawac do menu male przekaski. Przekaski przeistoczyly sie w Hong Kongu w glowne pozywienie - tak zrodzila sie tradycja dim sum.
W knajkach pije sie duze ilosci roznych gatunkow herbaty. Dobrym zwyczajem jest nalac najpierw herbaty sasiadom, nim napelni sie swoja filizanke. Typowym dla Kantonu zwyczajem jest podziekowanie za nalanie herbaty stukajac palcem wskazujacym w stol (single) badz palcem wskazujacym i srodkowym (mezatki/zonaci). Kiedy czajniczek jest pusty zdejmuje sie z niego przykrywke, co jest sygnalem dla obslugi coby w mig napelnilc go ponownie.
A co mozna zjesc? To temat drazliwy... Czesto trafiaja sie dania, ktore lagodnie mowiac nie przypadaja nam do smaku. O ile przywyklem juz do smazonych kalamarnic lub osmiornic (nie oznacza to ze oblizuje sie na sama mysl, ja po prostu juz jestem w stanie wlozyc toto do ust), tak wciąż nie moge sie przekonac do roznych dziwnych czesci kury, z lapami na czele. Pojecie dim sum przyswoilem sobie bardzo niedawno, dla nas (dla mnie i Anity) tego rodzaja chinkie knajpki to po prostu KURZE DUPY.
Typowym daniem sa odpowiedniki naszych klusek, czy tez pierogow - roznego rodzaju farsz (krewetki, kurczak, swinki i krowki) zawiniete w czesto przezroczyte ciasto. Poza tym podaje sie ryzowy makaron, miesne kulki na parze, zeberka i warzywa. Wybrane przez nas dania powinny pojawiac sie na stole w okreslonym porzadku, zaczynajac od dan na parze, poprzez kurze lapy i dania smazone az do deserow. Desery w dim sum rowniez potrafia zaskakiwac. Bardzo czesto ich glownym skladnikiem jest rozgnieciona czerwona fasola oslodzona miodem lub cukrem. Fasola może byc nadzieniem do ciastek, nalesnikow, a w rozrzedzonej konsystencji jest to po prostu slodka zupa.
Nie probuje nikogo odwodzic od wizyty w knajpce tego typu, liczne dania sa jak najbardziej zjadliwe, a trafiaja sie rowniez i rzeczy bardzo smaczne. Trzeba tylko wiedziec co wybrac, a bez znajomosci kantonskiego wybor potraw to zadanie bardzo losowe. Poza tym gdzies uslyszalem (a moze przeczytalem) ze dorosly czlowiek musi zjesc nowa potrawe 8-9 razy, aby polubic jej smak, tak wiec wszystko przed nami. Kto wie może w przyszlosci będę konsumowal skore z kurzych lap, plujac kostkami na lewo i prawo z wyrazem blogiego zadowolenia na facjacie.
Zalaczam kilka fotek kulinarnych. Pozdrawiam WL
1. Pojemniki na dim sum.
2. Kaczuchy.
3. Owoce morza.
4. Kacze łapy.
22.12.2010 WESOŁYCH
Wesolych(zerknijcie
na Kevina co sam w domu albo w nowym jorku - on stara sienas kazdego
roku rozweselic),
Rodzinnych (z kim je spedzic jak nie z rodzina?)
Cieplych (cieplem rodzinnych spotkan),
Spokojnych (bo po cholere sie denerwowac w swieta),
Zdrowych (sliedziu z makowcem, groch z kapusta, Pankracy z Panem
izabawy z bronia - nie wszystkie kombinacje sa rownie zdrowe),
Wymarzonych - kazdy marzy o czyms innym, wiec ten nawias musicie
sobiesami uzupelnic (.................)
SWIATBOZEGO
NARODZENIA!!
i powodzenia w Nadchodzacym Roku 2011.
Pozdrawiamy serdecznie z HK. Wieczorem miasto wyglada mniej wiecej
takjak na zdjeciu. Widok z "The Peak" ktory to jest zelaznym
punktemkazdego turysty odwiedzjacego HK.
Widoczek zostal nieco ulepszony przez Anite.
Pozdrawiamy serdecznie
Anita&WL
MerryChristmas!
聖誕快樂!
HappyNew
Year! 新年快樂!
16.12.2010 SPOSTRZEŻENIA PANA HENIA
Zimowa pora zdarza sie, ze temperatura w HK spada do 10 stopni. Wczoraj wieczorem zapukal sasiad przyodziany w welniany kubraczek i z troska w glosie zapytal czy mamy ciepla koldre bo noc bedzie zimna. A i owszem mamy, ale nie spodziewamy sie mrozu - taka otrzymal odpowiedz. Dzisiejszy dzien jak na tutejsze warunki rzeczywiscie chlodny, bo temperatura blaka sie w okolicach rzeczonych 10 stopni. W autobusie czulem sie jakbym siedzial w szafie babci - tak pachnialo naftalina. Zapach pochodzil z rzadko tutaj uzywanej garderoby - Chinczycy powyciagali grube welniane czapy, kozuszki, kurtki z podpinkami, szaliki. Nie sadze zeby mozna takie rzeczy nabyc w lokalnych sklepach - towary pewnie pochodza z prywatnego importu.
Z moich bardzo pobieznych obserwacji wynika, ze tworzy sie tu etaty, ktore w Polsce nigdy by nie powstaly. Idac do pracy mijam rzadek 3 stacji benzynowych (po drugiej stronie ulicy znajduje sie blizniaczy kompleks). Na kazdej z nich stoi grupka 3-4 osob, ktorych praca polega na nalewaniu paliwa. Ludzie ci rzadko bywaja zajeci, az takiego ruchu w interesie nie ma. W budynku w ktorym przyszlo mi pracowac znalazla zatrudnienie pani, ktora jezdzi winda i wciska odpowiedni guziczek gdy wsiadzie pasazer. Pani ma stoleczek, kubek z woda; jezdzi caly dzien winda i wciska. Poczatkowo mielismy drobne problemy komunikacyjne, odbieralem wiec zajecie Pani i sam wciskalem. Dzis pani juz wie na ktorym pietrze chce wysiasc, dlatego tez moge moja energie spozytkowac w biurze, a nie trace jej na wciskanie guziczkow w windzie. Zdarzylo mi sie kilka dni spedzic w terenie (alez mnie wtedy pokasaly komary czy tez inne meszki) robiac badanie dla bardzo waznej instytucji rzadowej. Kazdego dnia towarzyszylo nam dwoch mlodych ludzi, ktorzy nie robili nic poza tym ze obserwowali nasza prace. Sprawdzali czy skalibrowalismy instrument, czy dobra wartosc dielectric constant obralismy do naszych badan. Nie mieli pojecia jak sie kalibruje czy ustala wartosc dielectric constant, ale robili zdjecie screenu gdy zakonczylismy czynnosc. Pozniej przez wiele godzin siedzieli bezczynnie, gadali o dupie Maryni, bawili sie swoimi wypasionymi komorkami. Niech mnie ktos posiadajacy odpowiednia wiedze oswieci - czy to jest ekonomicznie korzystne? Owszem wszyscy ci ludzi dostaja wyplate, ktora wydaja w sklepach (kupuja chociazby drogie telefony komorkowe). Konsumuja i przyczyniaja sie do rozwoju gospodarki. Z drugiej jednak strony wydaje mi sie ze sa oni bezproduktywni i dostaja pieniadze za nic. Wedlug danych statystycznych bezrobocie wynosi tu 4.2%.
Kilka procent populacji miasta stanowia kobiety, ktore pracuja jako pomoc domowa u co bogatszych Chinczykow. Sa to kobiety z Filipn, Indonezji, Nepalu czy Tajlandii. Zjawisko jest tu bardzo powszechne, dlatego istnieja regulacje prawne okreslajace warunki pracy, prawa i obowiazki obu stron. Trzeba np zarabiac min 15000 tutejszych dolarow. Minimalna placa dla kobiet dzis wynosi 3580 dolarow czyli okolo 350 euro. Pomoc domowa musi mieszkac z rodzina Chinczykow, przysluguje im jeden dzien wolny na tydzien, po roku czasu przysluguje im prawo do 7 dni urlopu. Panie zamieszczaja ogloszenia w agencjach pracy i podaja tam informacje na temat znajomosci jezykow, doswiadczen z dziecmi, czy tez dania ktorej kuchni potrafia przyrzadzic. W niedziele wysypuja sie na ulice miasta i spedzaja czas w swoim gronie cwiczac aerobik, rozmawiajac czy tez modlac sie.
Ida swieta....
01.11.2010 DONOSICIEL
Chung Yeung Festival jest jednym z wazniejszych wydarzen w HK. Swieto to obchodzone jest 9 dnia 9 miesiaca ksiezycowego aby upamietnic i oddac szacunek przodkom. Rodziny odwiedzaja groby bliskich, czyszcza je. Przynosza ze soba ciastka Ka, ktorych konsumpcja ma przynosic powodzenie w zyciu.
Tego dnia wiele osob udaje sie w gory na piknik, poniewaz drugim powodem do swietowania jest upamietnienie dynastii Han (BC 202-AD 220). Wedlug legendy wrozbita doradzil krolowi Woon aby zabrac cala swa rodzine na 24 godziny w gory. Rada byla trafna, bo po powrocie okazalo sie ze wszystkie zywe istoty w ich wiosce zostaly wymordowane.
W Hong Kongu nietrudno pogodzic oba zwyczaje, poniewaz groby leza zwykle na stokach gor. Jadac metrem, ktore w naszej czesci miasta wychodzi ponad powierzchnie ziemii mozna dostrzec uszczerbki w zielonosci mijanych wzgorz. Sa to szare kamienne groby w ksztalcie konskiej podkowy.
W Chinach wierzy sie, ze okazywanie szacunku zmarlym skutkuje tym ze zmarli odwdziecza sie zyczliwa opieka i dbaloscia o pomyslnosc zyjacych czlonkow rodziny. Zeby zmarly mogl wywierac zbawienny wplyw na swych bliskich musi byc pochowany blisko swego rodzinnego miejsca, a i zyjacym wtedy latwiej oddawac nalezny szacunek zmarlemu. Ciala Chinczykow, ktorzy opuscili ziemski padol zyjac na obczyznie sciagano do Chin.
W Hong Kongu zwyczaje pochowku zmarlych nieco odbiegaja od Chinskich, a precyzjniej rzecz ujmujac odbiegaja one na wyspie Hong Kong i polwyspie Kowloon. Liczba ludnosci, gestosc zabudowy nie pozostawialy wolnosci wyboru miejsca pochowku. Odmiennie tez niz w Chinach rodzina nie zajmuje sie zmarlym a zleca to zadanie przedsiebiorcom pogrzebowym. Dawniej chinskie trumny niezaleznie od ceny i jakosci materialu, byly duze, ciezkie i nieporeczne. Trudno bylo manewrowac z takim ladunkiem na waskich schodach, a uderzenie w drzwi sasiada niechybnie sprowadzalo zly los na tegoz. Dlatego aby wydostac trumne z gornych pieter budynku konstruowano bambusowe rusztowanie aby przez okno podac trumne na karawan. Dzis zwyczaj ten juz nie wystepuje - budynki znacznie urosly, koszt dlugiego bambusa wzrosl rowniez, a ruch uliczny nie moze byc tamowany przez tymczasowe bambusowe rusztowania. Ciala wynoszone sa na noszach. W salonie pogrzebowym cialo nie czeka na pochowek dluzej niz 48 godzin (w Chinach kontynentalnych w zwyczaju bylo rozciagac okres miedzy smiercia a pochowkiem do siedmiu tygodni). W salonie pogrzebowym mozna pozegnac zmarlego. Kolorem zaloby jest biel. Rodzina i krewni oddaja czesc zmarlemu klaniajac sie trzy razy trumnie i raz glownemu zalobnikowi. W zwyczaju bylo rowniez aby kobiety z rodziny zmarlego, szczegolnie wdowa mocno akcentowaly swoja rozpacz. Cichy zal mogl byc niesatysfakcjonujacy dla zmarlego i powstrzymac go od dobroczynnego wplywu na rodzine. Ostatnim aktem bylo odporowadzenie zmarlego na cmentarz. Duzym procesjom potrafilo towarzyszyc kilka lub kilkanascie orkiestr oplacanych przez rodzine i przyjaciol. Podczas procesji pogrzebowych wzdluz drogi konduktu rozrzucano skrawki papieru, reprezentujace pieniadze. Pieniadze mialy skupic uwage zlych duchow i odciagnac je od zmarlego. Po zlozeniu trumny w grobie „przy glowie” stawiano dwie swiece a trzy kadzidelka umieszczano „u stop”. Na grobie kladziono pomarancze i banknoty. Wreszcie odpalano petardy. Innym zwyczajem bylo ubieranie zmarlego niezaleznie od plci w kilka par spodni, co mialo zapewnic bogactwo duszy zmarlego. Zwyczaj wywodzil sie z podobnego brzmienia w jezyku kantonskim slowa spodnie i bogactwo. Zmarly byl ubierany w parzysta liczbe sztuk odziezy, zmarla kobieta w nieparzysta.
Na Nowych Terytoriach chinskie zwyczaje przetrwaly znacznie dluzej. Zgodnie z nimi cialem zmarlego zajmowali sie czlonkowie rodziny. Zwyczajowy wiejski pochowek odbywal sie dwuetapowo: wstepny pochowek potem ekshumacja i ponowny pochowek. Pierwszy etap to pochowek blisko domu, bez pomnika a jedynie z kamieniem u glowy zmarlego. Po pieciu i wiecej latach cialo bylo ekshumowane, kosci oczyszczane i przenoszone do murowanego grobu w ksztalcie podkowy. Kosci byly ukladane tak jak gdyby zmarly siedzial w pozycji lotosu. Niezwykle wazna rzecza bylo polozenie grobu i zachowanie zasad feng shui - miejsce i polozenie grobu ma pozytywnie wplywac na zmarlego aby ten przychylnie spogladal na zyjacych czlonkow rodziny. Miejsce jest zwykle wysoko, najchetniej z widokiem na wode i grzbiet gorski przypominajacy smoka, weza, krewetke lub kraba. Stojac plecami do grobu powinnismy miec przed soba podkowe o promieniu blisko 10 metrow. Wszelka nierownosc w tym miejscu jest bardzo zle widziana. Lewa czesc podkowy to zgodnie z feng shui "zielony smok", a prawa czesc to "bialy tygrys". Przy grobach osobistosci stoja oddalone o kilka metrow kapliczki - majace zapewnic przychylnosc i opieke ziemskiego bostwa nad grobem.
Jak zapewne domyslacie sie nie jestem ekspertem od tutejszych zwyczajow pogrzebowych. Zbieznosc w czasie tutejszego Chung Yeung Festival i Wszystkich Swietych w Polsce sklonilo mnie do pogooglania za wiedza. Podstawowym zrodlem na ktorym oparlem powyzszy tekst jest praca z lat 60 ubieglego wieku, ktora wydala mi sie bardzo interasujaca. Nie potrafie stwierdzic jak dzis wygladaja obrzedy, potraktujcie to wiec jak wycieczke w przeszlosc i opowiesc o tym jak to drzewiej bywalo.
We wrzesniu czytalem artykul w "South China Morning Post". Ponizszy artykul w Gazecie Wyborczej jest jego tlumaczeniem (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80569,8442858,Intratny_nekrobiznes__Chinscy_polawiacze_cial.html). Artykul wydaje sie byc powiazany z powyzszym tematem.
28.10.2010 OBSERWACJE
Zmierzajac do pracy wysiadamy na przystanku przy parku. Codziennie przysiadamy w parku na kilka minut aby poobserwowac cwiczacych ludzi. Jest tam kilka grup. Pierwsza, najwieksza to dobrze zorganizowana grupa kobiet cwiczacych tai-chi. Grupa liczy 20-30 osob, dostrzeglem tam tylko jednego mezczyzne. Wszyscy ubrani sa w takie same koszulki (kazdego dnia zakladaja stroj innego koloru). Niektore z kobitek musza miec spore doswiadczenie w tym sporcie, bo tai-chi w ich wykonaniu wyglada naprawde dobrze. Czasem jest tam osoba z mikrofonem przy ustach, ktora cwiczac przemawia do towarzyszek, zapewne instruujac w ktora strone zwrot wykonac i ktora konczyne podniesc. Druga grupa preferuje aeorobik. Kilka, czasem kilkanascie kobiet! cwiczacych wspolnie aerobik. Musza robic to juz jakis czas razem, bo nie ma prowodyra, a wszytkie wykonuja ten sam uklad choreograficzny i jest to spojne i zgrane w czasie. Obie grupy maja swoj wlasny podklad dzwiekowy do cwiczen. Jest tez kilku stalych bywalcow-indywidualistow. Cwicza sami i trudno zdefiniowac to co robia. Po prostu cwicza. Jeden dziadek jest niesamowity, ma swoj niepowtarzalny styl. Ni to kung-fu, ni to taj-chi. Taka jego-gimnastyka. Dosc nieskoordynowane ruchy, niby ciosy, podskoki. Jest w tym jednak konsekwentny i widze go tam codziennie. Tylko zblizajacy sie tajfun wyludnia park. Ludzie cwiczacy w parkach sa dojrzali wiekiem, mlodych nie dostrzeglem. Prawdopodobnie mlodzi preferuja iphony, fast-foody i karaoke....
Jedzac ludzie brudza na stole, nie bacza na rozlewana herbate czy rozrzucony makaron, ponato jedza glosno - siorbia i mlaszca. Glosne jedzenie jest tu spoleczna norma, nawet ludzie z doktoratem tak robia. Gdy siadamy przy stole w restauracji, zaczynamy od umycia paleczek, lyzek i szklaneczek w herbacie. Nie wiem czy to wyraz braku zaufania do higieny w restauracji, ale tak sie po prostu robi. Ja zwykle jem tak jak mnie nauczono w domu, czyli podaje sobie pokarm sztuccem do ust. Tu najczesciej sztuccem sa paleczki. Sprobujcie paleczkami chwycic ziarnko ryzu. To prawie mission-impossible. Dlatego chinczycy robia to inaczej. Ryz podaje sie w malej glebokiej miseczce. Miseczka jest przykladana do ust, a glodomor zaczyna zapodawac sobie ryz wioslujac paleczkami. Nie wyobrazacie sobie jak szybko mozna wioslowac paleczkami. One po prostu fruwaja a delikwent dodatko jeszcze zasysa ryz jak maly odkurzaczyk. Pewnego dnia zaproszono nas do restauracji. Tuz za naszym stolem stalo przepierzenie. Za parawanu dochodzil halas, ktory kojarzyl mi sie z przesypywanym zwirem (otoczakami kilkucentymetrowej srednicy). Pomyslalem, ze musi trwa wlasnie remont knajpy i pracuja. Po kilku minutach zidentyfikowalem zrodlo halasu - zobaczylem graczy w mahjonga, a zwir okazal sie byc kostkami, ktore tasowano.
19.10.2010LOCATION
Witam Od dawna juz Irlandia nie jest rajem. Wielu Irlandczykow i emigrantow z Europy Wsch. wyjechalo z Zielonej Wyspy. Od ponad roku rozgladalem sie nienerwowo za praca. Rozrywany nie bylem ale na poczatku tego roku otrzymalem interesujaca propozycje. Interesujaca przede wszystkim jest lokalizacja - od 6 tygodni mieszkamy w Azji. Na pierwszy urlop przyjdzie nam poczekac dluuugo, bo pracuje sie tu znacznie wiecej niz w Europie. Czterdziestogodzinny tydzien pracy to tylko part-time job tutaj. Wciaz jest bardzo nerwowo, duzo czasu musi uplynac abysmy poczuli sie tu pewniej. Pozdrawiam serdecznie WL (tak na mnie tu wolaja "dablju el")
Historyjka
Dawno, dawno temu w odleglej krainie zyla sobie Chang O i jej maz Hou Yi. Hou Yi byl dzielnym wojem i najlepszym lucznikiem w sluzbie cesarza. Kochal on swa zone bardzo. Obawial sie jednak ze je wscibska natura doprowadzi ja do ruiny.
W owych czasach bylo wiele slonc na niebie. Okrazaly one ziemie, ale ludzie bali sie ze moga sie one polaczyc w wielka ognista kule i zniszczyc ziemie. Yi na rozkaz cesarza, zestrzelil 9 slonc. Cesarz nagrodzil go za ten czyn pigulka zycia, czyniaca go niesmiertelnym. Ale uprzedzil on lucznika, aby ten nie zazywal piguly zanim ten odpowiednio nie oczysci duszy i ciala. Yi schowal pigule, ale ciekawska zona zauwazyla gdzie. Kiedy maz opuscil dom, ta zazyla pigulke. Nagle poczula sie lekka i zaczela unosic sie ku niebu, Yi zauwazyl ja w ostatniej chwili i probowal ratowac, ale wiatr skierowal go ku ziemii. Chang unosila sie az wyladowala na ksiezycu. Wyplula ona czesc pigulki i na skrzydlach ptaka probowala przekazac ja mezowi, aby mogl do niej dolaczyc. Niestety ptak pomylil droge. Yi cierpial bez swej ukochanej zony. Bostwa ulitowaly sie nad nim i poprosily aby wybudowal swej zonie palac z drewna cynamonowego. W palacu umiescil on bialego krolika aby dotrzymywal jej towarzystwa. Za jego zaslugi dla ludzkosci pozwolono mu zbudowac palac na ostatnim istniejacym sloncu. W ten sposob oboje zyja w samotnosci. Ksiezyc i slonce symbolizuja Yang i Ying dwie uzupelniajace sie sily. Choc przez wieksza czesc roku oboje zyja osobno raz, pietnastego dnia osmego miesiaca ksiezycowego, spotykaja sie. Wtedy ksiezyc jest w pelni.
Po dzis dzien, wedlug kalendarza gregorianskiego jest to pod koniec wrzesnia lub poczatku pazdziernika, w Azji upamietnia sie Chang O Jest to swieto rodziny i kobiet. Wszyscy czlonkowie rodziny staraja sie spotkac na wspolnej kolacji. Swieto to zwie sie dzis Mid-Autumn Festival (Swieto Srodka Jesieni). Wszyscy jedza wtedy Mooncakes robione z "lotus seed paste" w srodku ktorych znajduja sie zoltka solonego kaczego jajka (ponoc zoltko jest 60 dniowe). Tradycyjne ciastka sa niesmaczne, znane sa jednakze wariacje bardziej przyjazne dla naszych podniebien np o smaku waniliowym, albo moonkejksy lodowe. Wieczorem tego dnia w miesce maja miejsce pokazy lamp i pochod ognistego smoka.
HYDEPARK>WOJTEK w ...
|