SKAMIELINY > CODZIENNIK



"Horror! Horror!" - ostatnie słowa pułkownika Kurtza (M. Brando) w Apocalypse Now

"Wspomnienie z praktyk"

Na czele wężyka studentów sunącego w górę potoku dziarsko maszerował profesor popularnie zwany "enesdeapowcem". Idący za nim asystent nie miał już takiego zapału. Następny z kolei student .. Właściwie każdej następnej osobie go ubywało coraz bardziej, tak że wlokąc się na szarym końcu reprezentowaliśmy entuzjazm równy -1.

Choć formalnie rzecz biorąc dzień był uroczy. Słonko nad nami świeciło niezbyt nachalnie, a Puszcza Jodłowa cicho szumiała. Pod nami z kolei znajdowała się Synklina Bardziańska, co można jeszcze uznać za fakt neutralny, ale dokładnie pomiędzy uszami poteżnie łupał kac, co niestety odbierało wszystkiemu urok...

Kiedy dotarliśmy do odsłonięcia "enesdeapowiec" już biegał wkoło popędzając studentów. Usiłowaliśmy się skryć stosując metodę "na autochtona" (opuścić ramiona, patrzeć tępo przed siebie - plusy: wymaga mało myślenia i aktywności fizycznej) i trwaliśmy w bezruchu korygując tylko nadmierne wychylenia w tył i w przód.

Niestety kamuflaż okazał się niewystarczający. Profesor podbiegł do nas i z demonicznym uśmiechem pokazał torebkę landrynek:

- A Panowie co tak stoją?! Proszę podejść do odsłonięcia i szukać okazów, a jak Panowie coś ciekawego znajdą to cukiereczka dostaną...

Wizja cukiereczka memłającego się pomiędzy podeszwowatym językiem a wysuszonym podniebieniem była przerażająca... Machinalnie, jak skazańcy ruszyliśmy do ściany... Po drodze tłukło mi się po głowie "znaleźć - cukiereczek" przez chwilę jeszcze pojawiło się coś jakby "nie znaleźć - nie cukiereczek" ale nie miałem siły na rozgryzanie podwójnej negacji, zwłaszcza że dotarliśmy do ściany.

Wróciliśmy do pozycji przeżyciowej (ramiona w dół, patrzymy przed siebie..), ale "enesdeapowiec" już się do nas przyczepił:

- No proszę tak nie stać! Proszę się bliżej przyjrzeć! Przysunęliśmy się na odleglość 20 cm i zamarliśmy..

- A teraz wyciągnąć młoteczki! Odkuć jakiś kawałek! Obejrzeć!

Posłusznie wykonywaliśmy kolejne rozkazy. W końcu nawet profesor chyba się zmęczył. Patrzył na nas. My patrzyliśmy gdzieś tak krzywo i w dół co było naturalną konsekwencją opadnięcia głowy i niechęci do używania jakichkolwiek mięśni włącznie z mięśniami gałek ocznych. Profesor się zdecydował:

- A teraz wyciągamy notatniki terenowe i notujemy co widzieliśmy!

No i mam wpis - "Widzę fioletowe kręgi".

(ŁGZ)

SKAMIELINY > CODZIENNIK
 
(c) 2005 by Bloody Mikele alias Michaś