SKAMIELINY > OSYPISKO

"Zbieranie okazów z osypiska pomimo ich mniejszej wartości naukowej nie jest rzeczą wstydliwą"
- prof. dr hab J.Trammer






Pierwszy rok. Wyjazd terenowy Łeba, I-sza tura.
Oddaleni nieco od "peletonu" studentów wracamy samowtór wraz z prowadzącym - mgr. Drewniakiem do autokaru. Niespodziewanie ten schyla sią i podnosi z pod nóg niewielkiego otoczaka, koloru czerwono-szarego i z zawadyjackim uśmiechem wręcza go nam pytając się (adeptów wszak jeszcze wiedzy geologicznej)
- Może mi Panowie zidentyfikują ten okaz?
Wraz z moim wielkim przyjacielem, obecnie doktorem nauk geologicznych (wybacz Robert, że to przypominam) wpatrujemy się w ten kawałek naszej planety jak dwie sroki w gnat. Krążą nam po głowie wszelkie możliwe kombinacje, jak na "połnocnika" toto za miękie, jak na "osadówkę" za czerwone. Zdenerwowani już nieźle zaczynamy sie jąkać proponując coraz to durniejsze definicje, aż poczciwy nasz interlokutor nim nadjedzie reszta grupy rzuca od niechcenia:
- Cegła, Panowie - cegła"




Wycieczka terenowa na 3 roku, Nowa Slupia.
Zdrożeni wracamy z terenu, jak to zaznaczył kolega Górny-Zając w swych wspomnieniach - spragnieni jak diabli, zaglądamy do jedynego sklepu monopolowego na ryneczku, który przedziwnym zrządzeniem losu, chyba na nasz przyjazd zaopatrzył się we wszystkie spotykane na ziemi, a przynajmniej w naszym kraju trunki.
Ustawiamy się grzecznie w ogonku i po kolei zakupujemy "obrok". Jedni to, drudzy tamto - właściciel promienieje radością, aż widać to z jego ucieszonej gęby: nie ma dla handlowca lepszej nagrody jak zadowolony klient i towar znikający z półek sklepu.
W pewnym momencie wtacza się do sklepu dwóch kolegów (nie pomnę niestety kto to był) nieźle już podchmielonych i poprzez "karny" ogonek klientów lustrują zawartość półek, dość zresztą dogłębnie. Po kilku długich chwilach, jeden rzuca zdegustowany do drugiego:
- Chodź, idziemy stąd, nic tu dla nas nie ma...
Sprzedawca wręcz oburzony, wykrzykuje:
- A czego panowie szukają?
- No, spirytusu - pada odpowiedź.




Pierwszy rok, pierwszy maraton Bocheniecki.
Co prawda bolmińska meta służy zawsze pomocą spragnionym, ale mój drogi kolega Maciek Masłowski smakosz miodów pitnych zapragnął tego rarytasu, a jak się łatwo domyślić, najbliższy sklep, który mogłby taki towar posiadać znajdował się w Kielcach.
Poprosił więc udającego się tam kol. Adamusa o zakup pow. Paliwa. Prośba kolegi z roku, zwłaszcza prośba o paliwo: rzecz święta. Jako się rzekło Adamus będąc w Kielcach obszedł wszelkie sklepy monopolowe i spożywcze w poszukiwaniu rarytasu, a tu: posucha. Wreszcie w ostatnim z góry pytając się ekspedientki czy dostanie miód pitny - otrzymał potwierdzenie i ustawił się w ogonku.
Dotarł do punktu obsługi i powtórzył pytanie:
- Czy dostanę miód pitny?
Na co rozgarnięta ekspedientka wziąwszy z półki słoiczek - nie da się ukryć - nieco lejącego się produktu pracowitych pszczół stwierdza:
- No tak na upartego, to może pan to pić...




Chełm. Byłem (Baltona) w grupie z Renatą Murawiec i Markiem Wrzeszczem.
Któregoś dnia byliśmy w terenie tylko z Markiem i kiedy już wracaliśmy wpadliśmy do wiejskiego sklepo-baru
(zwykły nieotynkowany budynek mieszkalny zaadoptowany do wyszynku i sklepowania - w jednym pokoju bar a w drugim sklep. Bar nieczynny :-( więc lecimy do sklepu i prosimy o KEFIR, a facio zza lady:
- A do czego to służy?




Bocheniec, trwa impreza. Krzyś Jakubiec leży na łóżku i kima zmęczony. Każdemu kto wchodzi prezentujemy sztuczkę, której właśnie się nauczyliśmy.
Np. taki Siwy wchodzi do pokoju a my:
- Chcesz zobaczyć sztuczkę?
- Dawaj.
A my wtedy trząchamy Krzysiem mówiąc głośno i stanowczo:
- Piętra jury! Szybko!
A ten przez sen:
- Hetang, synemur... hrrr.... pliensbach... etc.




Bocheniec I rok, druga tura.
Pewnego popołudnia poszliśmy do pokoju obok gdzie koledzy ze starszego rocznika prowadzili "sklepik". Na skutek tego co ujrzeliśmy przez chwilę dopadły nas strach i zwątpienie. Przed nami w kolejce stał jeden z asystentów - Drewniak.
Jakoś udało nam się przemóc w sobie niepewność i ustawiliśmy się za nim. Gdy przyszła jego kolej wszelkie wątpliwości opadły bo usłyszeliśmy :
- Pięć win dla kadry... i pięć dla mnie...




Rozmowa stricte paleontologiczna:
- Pamiętam jak piłem za pieniądze ze stypendium Słomki...
- A ja pamiętam jak piłem za pieniądze na buty Słomki...




I rok, Bocheniec.
Krzyś Jakubiec w pewnym momencie imprezy postanowił się przewietrzyć i zniknął na ponad 2 godziny... Pojawił się jakoś między 2-3 rano.
- O Krzysio wrócił! Gdzie byłeś?
- A tak przeszedłem się po lesie odetchnąć...
Tu ktoś zwrócił uwagę na niekompletność stroju Krzysia...
- W jednym bucie?
Krzyś szczerze zaskoczony obejrzał swoje niesymetrycznie obute nogi:
- Kurcze! Musiałem gdzieś w lesie zgubić...




Po imprezie Kaczka (bodajże) budzi się w pełnym opakowaniu na swoim łóżku, podnosi głowę i po krótkiej ocenie sytuacji wzdycha:
- Chłopaki, od dzisiaj ciągniecie mnie na plecach - czubki butów już kompletnie mi się zdarły....




I rok, Bocheniec.
Koło godziny 4 rano zdesperowany kierownik praktyk usiłował uciszyć imprezę w baraku... Zadanie było nader ciężkie ponieważ impreza już przeszła z etapu korytarzowego na etap podimprez w pokojach. Ludzie się przenosili między nimi, a ogniska imprezy wybuchały co chwila z nową siłą... Rano więc przed wyjazdem w teren czekała nas pogadanka...
- Rozumiem... praktyki... , ale... edukacja... godność studenta.. kultura osobista... kadra musi sie wyspać... a wy tutaj... I nie życzę sobie takich bohaterskich wystaw jak w pokoju 17!!! Proszę wyrzucić te butelki zbierane od początku praktyk!!
Tu kilku studentów się zdegustowało:
- Jaka bohaterska wystawa... To z wczoraj... Przecież codziennie wyrzucamy butelki...




Oto jedno z bardziej błyskotliwych i przekonujących tłumaczeń jakie słyszałem:

Pewnego razu całe Paleo miało razem uczyć się do kolejnego kolokwium lub egzaminu. Na miejsce spotkania wyznaczono jak zwykle lokum Czerwonego i Grzymasa (Marysin rulez!). Naukę szybko zarzucono na rzecz
konsumpcji, której wcześniej kategorycznie zakazaliśmy silnym postanowieniem, do którego wszyscy zgodnie nie zastosowali się przynosząc trunki. Mnie (Słomkę) zmogło troszkę wcześniej i zaległem na łóżku w sąsiednim pokoju. Niestety, zaniepokojona moją nieobecnością (bo zapowiadałem rychły powrót do domu) zadzwoniła moja Mama. Telefon odebrał Jadach:
- Tak...... jest tutaj..... tak..... proszę Pani, graliśmy w karty i Tomek się zmęczył i śpi teraz.




III rok, paleo.
Po zajęciach studenci maszerują sznureczkiem za prof.Trammerem do jego pokoju odebrać jakieś materiały.
Prof. Trammer otwiera drzwi kluczem, potem delikatnie puka w futrynę i wchodząc do pustego pokoju mówi:
- Dzień dobry!
Studenci: (dębieją przed drzwiami)
Profesor (do studentów):
- A jeśli ktoś tu mieszka? Dla przykładu - krasnoludki? Czy miło byłoby Państwu jak by tak na chama ktoś wchodził do Państwa mieszkania?
Studenci (po kolei wchodząc i trwożnie rozglądając się na boki):
- Dzień dobry? Dzień dobry?....




Bocheniec I rok. W terenie z prof. Radwańskim. Idziemy gdzieś...
Tak to zapamietałem (przyp.ŁGZ): Góry Świętokrzyskie, kolejne odsłonięcia oddalone o siebie o 500 m i miliony lat a do tego ciężki kac... Pomagała nam w marszu tęskna piosenka zaczynająca się od słów "O mój tabulacie, odsłaniaj się....". Docieramy nad zalany kamieniołom gdzie jakiś autochton łowił ryby. Profesor Radwański postanowił wykorzystać okazję i w praktyce pokazać studentom jak nawiązywać przyjazne kontakty z miejscową ludnością bez wstępnego kruszenia lodów za pomocą zawartości zielonych butelek o pojemności 0,75 l.
Prof Radwański (z bardzo charakterystyczną dykcją, miękko sie przeginając):
- Jak tam rybki? Biorą?
Autochton (po szybkiej ocenie akustyczno wizualnej):
- Sp...j, j....y pedale!
Prof. Radwański (pełen godności podnosi z ziemi kamień wagi około 10 kg, rzuca go do jeziorka trafiając w spławik i miękko się przeginając z charakterystyczną dykcją żegna się):
- To już nie bedą brały...
Studenci! Za mną! Do następnego odsłonięcia...




Nazwa "Dwa jabłuszka" wielokrotnie prowadziła do nieporozumień...

Zając: Dwa jabłuszka poproszę...
Pani wystawia dwie butelki wina o rzeczonej nazwie.
Zając: Proszę pani! Jakbym chciał dwa "Dwa Jabluszka" to bym poprosił cztery...
Pani speszona, liczy w pamięci...
Prof. Matysiak (nieobecny, ale jednak...): Moja szkoła!




Geologia Regionalna. Wchodzimy do jakiejś knajpy typu GS.
Człowiek szybko się odzwyczaja od podobnych klimatów (dzień wcześniej chyba byliśmy w ciekawej skadinąd knajpie Manhattan w Msznie Dolnej :) ) więc padły dość głośne komentarze.
W tym momencie dr Mizerski rozejrzał się po wnętrzu i powiedział:
- Proszę Państwa - tu nie jest tak źle! Raz byłem w knajpie, w której na bufecie wisiała kartka:
"Uprasza się gryźć drobno sałatkę bo się pisuary zapychają"....




Zadziwienia I
W drodze do odsłonięcia w okolicach Małogoszcza (zdecydowanie jura), chłopcy znaleźli dziwny okaz na poboczu i cicho się konsultowali. Obok przechodził kolejny student zdecydowany uprawiać gałąź nauki zajmującą się zdechłymi robalami i znany już ze swych mrocznych fascynacji.
- Patrz Zając! Trylobit albinos!
- Faktycznie! Ale to niemożliwe! Albinos jeszcze rozumiem... Ale tu?! Jura?! Trylobit?? Musiało spaść z jakiejś ciężarówki.... Nawet jeśli - to niesamowite!!! Ale musimy to skonsultować...
Studenci podnieceni maszerują do asystenta.
- Panie Asystencie! Mamy tu coś dziwnego!
- Niesamowite!!! Jurajski trylobit!!! I do tego albinos!!! Ale trzeba to skonsultować...
W końcu całe towarzystwo dociera do uznanego profesora paleontologii.
- Panie Profesorze! Moźe Pan spojrzeć?
-Przepiękny!!!! Gdzie Państwo to znaleźli?!! Tak rzadko tu się znajduje zachowane kraby....




Pierwszy rok, kolokwium z paleo.
Na wynikach koło oceny pewnej osoby (2- w zakresie 2-5) widniał dopisek:
Skala ocen nie przewidziała punktów ujemnych za "bazaltowe skorupki ramienionogów"




Zadziwienia II
III rok Geologia historyczna . Góry Świętokrzyskie, Wyspa Kotuszowska.
Profesor (podniecony):
-Znajdują się Państwo w bardzo ciekawym miejscu! Przez lata uważano to miejsce za najstarsze odsłonięcie w Górach Świętokrzyskich, datowane na późny Wend. Aż pewnego dnia studenci... Tak!! Studenci!! ...znaleźli tutaj okaz hyolita, dzięki czemu teren ten przedatowano na wczesny Kambr podważając całą historię Gór Świętokrzyskich!!! I Państwo mają szansę zapisać się w historii! Do tej pory znaleziono tylko 3 okazy!!! Każdy następny okaz może znacząco wpłynąć na stan naszej wiedzy! Więc szukajcie!!!
Głos z tlumu (speszony):
- A jak wygladają te... no... hyolity?
Profesor(lekko zdegustowany):
-To takie ostrosłupy z helenami, czyli takimi wyrostkami u nasady...
Curajka (podnosząc z ziemi kamień z widocznym okazem):
- O coś takiego chodzi?
Profesor osłupiał.




Zadziwienia III
Praktyki magisterskie. Mioceńskie wybrzeże odnogi Oceanu Tetydy, miejsce znane dziś jako Korytnica - jedno z najbardziej znanych polskich stanowisk bogatych w faunę miocenu.
Michaś (kopie)
Michaś (kopie)
Michaś (kopie)
(po jakimś czasie)
Michaś:
- Panie Profesorze... Znalazłem coś dziwnego...
Profesor (oglada na dnie wykopu coś co wyglada na ognisko rozpalone i zagaszone 16 milionów lat temu):
- Hmm... dziwne... Pan to zasypie i zacznie kopać trochę dalej... o tam.




Egzamin ustny z paleozoologi bezkręgowców. Słomka jest przepytywany przez prof. Trammera. Po standardowej serii trzech pytań pada kolejne, czwarte. Słomka myśli, że jest to pytanie decydujące. Prof. Trammer wskazuje na umieszczone pod szybą na biurku zdjęcie przedstawiające jakąś skamieniałość tkwiącą w skale.
- Czy wie Pan co to jest?
Słomka nie ma kompletnie pojęcia, bo widzi coś takiego pierwszy raz. Myśli przez długi czas, po czym uznaje, że niestety musi się poddać i mówi "Nie wiem". Na co Prof. Trammer odpowiada:
- Szkoda, bo ja też nie wiem i myślałem, że może Pan będzie wiedział.




Pytanie na ustnym egzaminie z paleo: Jak się nazywa aparat gębowy jeżowców?
Student: Eeee.... Lampa Alladyna!
Profesor: Nie proszę Pana, to nie ta bajka.
(chodziło o latarnię Arystotelesa)




Bocheniec, praktyki po pierwszym roku. Późna noc lub wczesny poranek. Do naszego pokoju wchodzi nieznajomy wtedy jeszcze z imienia kolega (Kostrzew).
- Macie może coś do odsprzedania? Wszystko już wypiliśmy.
- Nie, nic już nie mamy, ale tu w pokoju obok kolesie prowadzą melinę. Idź do nich.
- No właśnie to ja jestem z pokoju obok




Praktyki z topodezji - teren kartowania, Zajączków koło Miedzianki.
W grupie sześcioosobowej bylo dwóch rowerzystów (Siwy i Borek) dojeżdżających codziennie przez Grząby Bolmińskie (ok. 10 km). Zazwyczaj pojawiali się 2-3 godziny później - za to ze skrzynką browca.
Pewnego dnia nie dojechali . Koło 15:00 zaczęliśmy się stresować. Około 17:00 wracaliśmy z terenu pocieszając się, że pewnie wybrali balowanie w ośrodku. W Bocheńcu ich nie było - stres narastał, ale byliśmy pewni, że koło 20:00 wrócą bo przecież imprezka...
O 21:00 w trakcie ogólnego balowania (choć Grzymas jak zwykle sie wyłamywał :) ) połączonego z przygotowywaniem mapy ktoś głośno zaproponował żeby jakoś sprawdzić czy coś im się stało. W tym momencie
dr Ozimkowski (kierownik praktyk) ślęczący nad czyjąś mapą stwierdził
- Proszę się nie martwić, widziałem ich 1,5 godziny temu jak spali w rowie za Bolminem....




Dalszy ciąg rzeczonych praktyk (choć chyba wcześniej to się zdarzyło)...
Siwy z Borkiem jak co dzień się spóźniali - asystentka kontrolująca nasze poczynania w terenie przymykała
oko na dwugodzinne spóźnienia ale koło 12:00 zrobiła się nerwowa zwłaszcza, że Plastek miał tego dnia
skontrolować grupy... Już miał przyjść do nas kiedy wreszcie chłopcy się pojawili.
Asystentka: - Proszę Panów co się znowu stało?! Cztery godziny spóźnienia!!!
Siwy: - Dętke złapałem.
Borek: - A ja miałem kłopoty z łańcuchem!
Siwy: - A potem przerzutka mi się rozsypała!!
Borek z Siwym chórem: - A później złapała nas burza!!!
Asystentka machnęła ręką bo dzień był wyjątkowo upalny, nawet jednej chmurki, a my z tymi teodolitami zasuwamy...




Pierwszy rok, praktyki w Bocheńcu, przekop kolejowy w Kowali. Spora grupa chłopaków (wczorajszych) siedziała na szynie kolejowej w trakcie opowieści Waksmunda. Mowa była o warstwie, która jedzie (ześlizguje się) po innej warstwie. W pewnym momencie Waksmund zaakcentował wyraz JEDZIE. Na to słowo na poły przytomny Sergiusz ocknął się, zerwał z szyny i przestraszony oddalił od torowiska.




Olkusz. Mały sklepik nieopodal bazy wypadowej.
Baltona i Marek W. nie mają tego dnia ochoty na duży zakup. Marek zwraca się do sprzedawczyni:
- "Dwa jabłuszka" proszę.
Pani poznając stałych klientów wystawia dwie butelki.
Marek na to:
- Ale ja poproszę jedno "Dwa jabłuszka".




Częstochowa. Praktyki z paleontologii. Wieczór.
Zając wychodzi niezauważony z hotelu Polonia po "prowiant" do pobliskiego sklepu. Po jakimś czasie wraca : wzrok mętny, ubłocone krótkie spodenki, ubłocone glany, wygnieciony t-shirt, krawat, dwa wina proste w rękach. Przerażona recepcjonistka:
- Halo! Gdzie?! Co Pan robi??
Zając:
- Ja tu mieszkam...




Praktyki z geologii historycznej. Grupa studentów zatrzymuje się na zakręcie małej polnej drogi. Jedni od razu kładą się w trawie inni zaczynają nerwowo zerkać na prowadzącego grupę profesora. Po chwili donośny głos oznajmia:
- Oto najbardziej znane w Polsce stanowisko słynące z dużej ilości szczątków kielichów liliowców. Zobaczymy czy ktoś dziś znajdzie jakiś kielich.
Niektórzy zaczynają grzebać rękami w glebie licząc na to, że będą mogli pochwalić się tak niezwykłym znaleziskiem inni dalej leżąc na trawie wpatrują się w nieboskłon. Po paru minutach bezowocnych poszukiwań, ktoś rzuca z tłumu:
- Jak będzie wódeczka to i kieliszki się znajdą.




Przewodnik Gelogiczny do ćwiczeń terenowych z geologii regionalnej w Karpatach; J. Grabowski, E. Jurewicz, L. Mastella, W. Mizerski, K. Walaskowa; rozdział "Płaszczowina Magurska, Wawóz Homole, Biała Woda" ,str. 29:
"Po zakwaterowaniu polecamy wypicie herbaty zbójnickiej w miejscowej bacówce."




Nowa Słupia, knajpka posiadająca w karcie Wino Kier na szklanki. Godzina 16.00.
Dzwonki umieszone przy drzwiach obwieszczają pojawienie sią klienta. Barmanka:
- Oj, panie Janku, pan to dzisiaj jakiś trzeźwy...
Wszyscy studenci obracają się żeby zobaczyć trzeźwego klienta Klient , bełkotliwie, z trudem utrzymując równowagę:
- Aj, bo coś dzisiaj mało wypiłem...




Pewnego razu strasznie podniecony Słomka :
- A Drewniak to dopiero pacjent! Ma pamięć fotograficzną!
Wystarczy że raz coś przeczyta i mniej więcej wie o co chodzi!




Knajpa w Chęcinach.
Zając (po kilku lufkach i piwie):
- Poproszę rum z kolą.
Po chwili pani przynosi szklankę z kolą i lufę z rumem. Zając na to:
- Ale to miało być razem.
- A bo nie wiedziałam czy Pan chce się ochłodzić czy nagrzać...




Kolejka w sklepie - studenci jeden po drugim zamawiają zestaw wieczorny:
- Żubrówkę i fantę poproszę...
- Żubrówkę i fantę poproszę...
- Żubrówkę i fantę poproszę...
Na końcu kolejki dyskusja:
- To co Adamus? Żubróweczka dzisiaj?
- Ee dziś nie piję - tylko na kolację coś kupię...
Po chwili dociera do lady:
- Poproszę chleb i wiśniówkę.




Przed egzaminem z Geologii Dynamicznej (najstraszniejszym chyba na całych studiach) spanikowani studenci zadawali sobie ostatnie kontrolne pytania. Nie wszyscy jednak byli wystraszeni. Wesołkowie próbowali naigrywać się z przestraszonych osobników pytając na przykład o linie demarkacyjną czy też deflorację...
- Defloracja, defloracja.... - zastanawiał się gorączkowo Ciepas - zaraz, wiem! To było coś z piachem związanego...




Jak się zaczyna modlić geolog?
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... Famen.




Michaś:
- Napisz coś... jakiś reportaż, esej, felieton... cokolwiek.
Słomka:
- A co to jest esej? To się pisze czy pije?




Ktoś:
- Dlaczego narzygałeś w kuchni?
Słomka:
- Bo mnie tam zanieśliście.




Zając spotykając Michasia odkurzającego ośrodek o 4 nad ranem z wyłączonym odkurzaczem:
- Co robisz?
Michaś: - Odkurzam.
- Po co ?
- Bo miało być czysto.
- A dlaczego nie włączyłeś odkurzacza?
- Bo miało być cicho...




Asystent do tłumu: - To jest wapień? Czy dolomit? Czy ktoś ma kwas solny?
Chwila zamieszania... w końcu jedna ze studentek wyciąga pustą butelkę po amolu ze słowami:
- Jeszcze wczoraj był!
Obok student po cichu do drugiego:
- Mowiłeś że to amol?
Na co drugi student:
- No ale wchodził jak woda...




Pierwszy rok... Łeba... budzi się student w dniu kolokwium koło godziny 19-tej i na widok imprezy mówi przerażony:
- Chłopaki! Miało być kolokwium!
- I było...
- Kurde! Zaspałem!
- Nie zaspałeś! Kompletnie nawalony poszedłeś!
- Jezus Maria! Nic nie pamiętam! Zdałem?
- Stary! Ty asystentowi na buty narzygałeś !
- Ale czy zdałem??!!




4-ta rano, Bocheniec. Wchodzi Siwy...
- Chłopaki nie zostało coś?
- Wszystko wypiliśmy.. Została tylko strażacka.
- Mówi się trudno. Ale do strażackiej potrzebuję popity..
- Jest tylko woda.
- Tylko nie woda bo się porzygam!




Studenci wracają ze sklepu po kolokwium:
- Ja kupiłem dużą. A ty co kupiłeś?
- Ja też dużą kupiłem.
- A Docent?
- Docent też dużą kupił.
- A Kaczka?
- Kaczka się opieprza - małą kupił...
Dociera Kaczka:
- Kaczka, podobno się opieprzasz - małą kupiłeś!
- No... 0,7!!



SKAMIELINY > OSYPISKO


 
(c) 2005 by Bloody Mikele alias Michaś