22.09.2008
Z INDII PO RAZ PIERWSZY
jestesmy na rajskiej plazy w palolem. w prowincji goa jest
najtanszepiwo w calych indiach. wegetarianska kuchnia i owoce morza -
tym sie
odzywiamy. nie jest to moja pierwsza wizyta w indiach dlatego tez
przyjmuje ze spokojem to co mnie otacza, ale po Anicie widze ze
pierwszy kontakt z Indiami jest szokujacy. po 10 godzinach lotu z
paryzewa (gry i filmy wideo plus niesmaczne jedzenie) dotarlismy do
mumbaju. byla polnoc. taksowka podrozowalismy do hotelu. nielad to
eufemizm w stosunku do tego co zobaczylismy po drodze do hotelu. w
niedziele szwendalismy sie po miescie i przeplynelismy na pobliska
wyspe elphante, coby swiatynie hinduskie wykute w bazalcie zobaczyc.
za bilety wstepu do muzeow i innych dobr kultury bialy czlowiek musi
zaplacic 25-30 razy wiecej anizeli hindus. oczekujac na pociag na goa
bylismy mitygowani przez okaleczonych zebrakow, szczury biegaly po
peronie, swad przeszkadzal oddychac, w sumie nic niezwyklego w tym
kraju. zebyscie widzieli twarz Mojej Lepszej Polowy...
najgorsze nastapilo, kiedy okazalo sie ze klasa 2AC w indyjskich
pociagach (air-condition, 2 koje na scianie) nie jest dzielona na
przedzialy, ale wszyscy podrozujemy razem. Anita byla niepocieszona...
milym akcentem wizyty w mumbaju bylo spotkanie i wspolne piwo z
emerytowanym doktorem prawa, ktory sporo wiedzial o polsce i europie.
it was very, very, very, very, very, very, very nice evening
(belferski nawyk podkreslania czesci wypowiedzi przez doktora).
nie wiem coby bylo gdyby nie fakt ze w koncu dotarlismy na goa. tu
minely koszmary. Zona odreagowala - poplywala w oceanie (temperatura
wody bliska temperatury powietrza, a jest tu cieplo), pospacerowala
pod palmami, obwiesila sie hinduskimi paciorkami, podjadla Kobieta
krewetki, popila mango lassi. i zycie stalo sie piekne. problem w tym
ze za 2-3 dni opuscimy goa, aby udac sie delhi i objechac rajastan. co
sie bedzie dzialo dalej, moze przywyknie???
polecam wizyte na goa wszystkim lubiacym nicnierobstwo na plazy. tanie
i smaczne jedzenie, ciepla woda w oceanie, palmy nad glowa,
rozgwiezdzone w nocy niebo. sezon sie tutaj jeszcze nie rozpoczal, ale
turystow nie brakuje. poki co pogoda nam sprzyja, nie zaznalismy
jeszcze monsunu, ktory wlasnie wycofuje sie z Indii, a na goa trwa
dluzje anizeli na polnocy.
tymczasem pozdrawiam serdecznie. udajemy sie na kuracje antyamebowa,
buteleczka Jacka Danielsa posluzy nam za medykament.
WL (and AGL za plecami)
24.09.2008
PO RAZ DRUGI I OSTATNI Z GOA
namaskaar
kierowca pre-paid taxi w mumbaiu zgrywal niemowe. kiedy pytal na
lotnisku o wskazowki, jak dojechac do wylosowanego [przez nas hotelu,
gdy zadzwonila jego komorka, wciaz slyszelismy tylko pohukiwania.
Anita pozalowala nawet biedaka i zasugerowala tipa. biedak przemowil
gdy dojezdzalismy do hotelu, przemowil zupelnie dobra angielszczyzna -
poprosil o napiwek. wyprowadzil mnie tym, lgarz z rownowagi. w efekcie
nic nie dostal.
klasa 2AC pociagow indyjskich jest ok. obsluga rozdaje przescierala,
koce, poduszki, reczniki i koce. zbiera zamowienia na sniadanie.
pasazerowie to indyjska klasa srednia. bardzo sie to rozni od prostego
slippersa.
na goa widzielismy 4 plaze - palolem, conva, calanguta+boga.
najbardziej przypadla nam o gustu pierwsza - palolem. pod koniec
wrzesnia, na miesiac przed rozpoczeciem sezonu turystycznego, turystow
tam niewielu, ceny hoteli i posilkow przystepne. palolem jest
najbardziej kameralna, rozciaga sie na przestrzeni ok. 1,5 km, jest
malowniczo ograniczona skalkami z jednej strony i burza palem
kokosowych z drugiej. trzy pozostale sa znacznie bardziej rozlegle.
wszedzie bylismy atakowani przez kobiety sprzedajace wisiorki i inne
rekodziela.
ceny alkoholi na goa sa najnizsze w indiach (przeczytalem gdzies o
tym), piwo na plazy kosztuje od 50 do 80 rupii. piwo marki kingfisher,
butelka o pojemnosci 0,65L. (1EURO to 65 rupii).
gdy zar sie leje z nieba, to bardzo przyjemne doznanie usiasc sobie z
oszroniona flaszka i patrzec na ocean.
najbardziej wyrafinowane dania rybne np. grillowany rekin to koszt 400
rupii, ale mozne zjesc znacznie taniej.
moim ulubionym daniem jest wegetarianskie thali. thali to polmisek z
wytloczeniami, lub malymi miseczkami, w ktorych sa ryz, pieczywo
indyjskie (puri, naan) i sosy dhal. rewelacja. cena veg thali to 40-80
rupii.
aktualnie przebywamy w miescie panaji. to stare poportugalskie
miasteczko. mieszkamy w slicznie odnowionym portugalskim domu. cena za
noc to 800 rupii. drogo.
msze w kosciele Our Lady of the Immacualte Conception odprawiane sa po
portugalsku, angielsku i w jezyku konkan. wczoraj uczestniczylismy w
mszy w jezyku konkan.
Goa zostalo najechane kilkakrotnie. w ok. 1500 roku przez
portugalczykow, w 1947 przez hindusow, w latach 70 dwudziestego
stulecia przez hipisow (kazdy szanujacy sie hipiej musial tu byc), a
wkrotce po hipisach zalali goa turysci.
stare goa w szesnastym stuleciu ponoc rywalizowac moglo z lizbona,
trudno nam bylo w to uwierzyc, jako ze dzis stare goa to kilka
kosciolow, w tym najslynniejszy - Basilica of Bom Jesus - miejsce
gdzie spoczywaja ziemskie szczatki Sw Franciszka Xaviera.
dzis jadac autobusem, zauwazylem reklame instytucji udzielajacej
pozyczek na kupno domu. wymagane miesieczne dochody to 5000 rupii,
czyli niecale 100 euro. niech Wam to da do myslenia. Indie to naprawde
biedny kraj, gdzie przybysz z europy moze sobie poszalec.
tym ktorzy zamierzja odwiedzic Indie polecam skarbnice wiedzy o
indiach jaka jest strona www.indiamike.com
przez ostatnie miesiace studiowalem niektore watki z forum. wszystkie
pytania jakie chcialbyscie zadac o indiach najprawdopodobniej byly juz
zadane i tam znajdziecie na nie odpowiedz.
przepraszam ze pisze tak bezosobowo, jestem ograniczony czasem.
obiecuje sie poprawic kiedy wroce do domu i biura.
pozdrawiamy serdecznie
Anita i Wojtek
27.09.2008
RAJASTHAN
goa to przeszlosc. wczoraj bylismy w delhi, tu Anita doznala kolejnego
szoku - kiedy ujrzala wieczorowa pora Main Bazaar. Ta ulica to mekka
wszystkich plecakowcow, tu znajduja sie dziesiatki, a moze i setki
tanich hotelikow. poruszanie sie ta uliczka w ciagu dnia to sport
survivalowy, nawet jej przekroczenie (zaledwie kilka metrow szerkosci)
to nielada wyczyn. poruszaja sie tu rowery i motorowery, riksze i
motoriksze, krowy i byki, samochody i bryczki, ponadto ogromne tlumy
tutersow i przyjezdnych.
w delhi widzielismy red fort i jama masjid (najwiekszy meczet w
indiach). byl to piatek, tuz po zakonczeniu modlow, wciaz mnostwo
ludzi wewnatrz i my. mam nadzieje na kilka interesujacych fotek.
dzis jestesmy w rajasthanie, a bardziej precyzyjnie w miejscowosci
udaipur. gdy wychodzilismy z dworca przywital nas komitet powitalny
zlozony z zacnych dzeiwczat, obsypano nas kwiatami, przyozdobiona
nasze czola kropkami, na naszych szyjach zawisly lancuchy z kwiecia.
milo bylo.
udaipur to fantastycznie polozona miejscowosc, nad brzegami jeziora
wcinajacego sie w lad. nieopodal brzegu znjaduje sie wyspeka jagniwas
z palacem maharadzy Jagat Singh II, ktory dzis jest luksusowym
hotelem. miejscowosc jest znana nie tylko ze swych zabytkow, ktorych
tu nie brakuje. ludzie kojarza ja glownie z odcinkiem jamesa bonda
"octopussy", ktory byl tu krecony. mozna ten film obejrzec kazdego
wieczora w naszym hoteliku, ktorego okna wychodza na jezioro.
znalazlem sposob na Anite, kiedy tylko zaczyna marudzic, nalezy
zaprowadzic ja do knajpki i zakupic 2-3 lassi roznych smakow. gdy
wypije 2 na sniadanie, 2 obiad i kolejne 2 na kolacje jest zadowolona.
czasem, gdy lassi jest zbyt mdle, nalezy zakupic jej piata chustke lub
osmy wisiorek. generalnie jest ok.
w udajpurze ujrzelismy swiatynie jagdish i najwiekszy palac
rajasthanu, ktorego budowe rozpoczal maharadza udai singh bodaj pod
koniec XVI wieku, a kontynuowano ja przez nastepnych 400 lat z
okladem. dzis znajduje sie tu miejskie muzeum. palac robi wrazenie. na
jutro pozostawilismy sobie plywanie lodka jeziorze i fotografowanie od
strony wody.
poza tym to naduzylem dzis lekarstwa (ledwie tydzien minal a tu prawie
litr pekl, musze sie rozejrzec za lokalnym trunkiem), Anita twierdzi
ze sie po prostu sponiewieralem, choc nie zodzuilbym sie z jej opiniu.
jutro wieczorowa pora opuszczamy udaipur, aby udac sie do jodhpur, a
kolejna noc spedzimy w pociagu do jaisalmer.
do nastepnego razu.
aby zakonczyc to powtorkowo i rozywkowo... pisal do Was Pepeg z Gumy
Nieslubny Syn Wodza Aztekow.
Wojtek
02.10.2008
RAHJASTAN
witam
zyjemy w wielkim pedzie. przez ostatnich klka dni nie moglismy nigdzie
zagrzac miejsca na tyle aby z internetu skorzystac.
drugi dzien w udajpurze ogladalismy miasto i jego palace od strony
wody. kiedy zakonczylismy nasz krotki rejs natknelismy sie na poczatek
uroczystosci weselnych europejki i hindusa, a sadzac po rozmachu z
jakim wesele bylo zorganizowane to nie byl to biedny hindus. zaczelo
sie wszystko od przejazdzki sloniem za ktorym podazal korowod
orkiestry i gosci weselnych. wszyscy udali sie na wyspe na ktorej
przygotowany byl bankiet (bylismy na wysepce pol godziny wczesniej,
kiedy trwaly proby dzwieku).
z udaipuru udalismy sie do jodhpur. podrozowalismy autobusem klasy
sleeper. zapewne niewielu z Was wie jak podrozuje sie autobusem
sypialnym bo w europie taki wynalazek jest nieznany. otoz przestrzen
ponad glowami pasazerow odcieto stalowa polka i stworzono powyzej
kojce, czy tez klatki o wymiarach 1.5m x 1m x 0.9m. trafilismy do
takiej klatki we dwoje plus nasze "garby". ach coz to byla za podroz.
o spaniu nie bylo mowy, przez 7 czy 8 godzin staralismy sie przezyc.
najwazniejsza budowla w jodhpur jest fort. budowla jest niesamowita,
zdecydowanie warta polecenia, poki co najciekawszy fort jaki widzialem
w indiach. nazwa fort sugerowalaby ciezka i toporna budowle. nic
bardziej myslnego. to bardzo wyszukana i wysmakowana bodowla, ktora
przy okazji mogla chronic przed atakiem.
tego samego dnia wieczorem udalismy sie do jaisalmer. tam turysci
zapedzaja sie tylko po to aby udac sie na pustnynne safari. i my
wielbladzilismy po pustyni. po dwoch-trzech godzinach jazdy wielbladem
zsiadamy z czlapakow w srodku niczego, nagle pojawia sie koles i mowi:
"Sir..!! beer!! 150 rupees!!! good price" i wyciaga flaszke
kingfishera.
2 euro za chwile ochlody to nie byl rozboj i skorzystalem z
propozycji. temperatura tego dnia przekraczala 40 stopni! jazda na
garbusach sprawiala nam wiele przyjemnosci, bylo to zdecydowanie
latwiejsze anizeli przjazdzka po marokanskiej saharze, poniewaz
wielblady byly w wersji sportowej ze strzemionami. w przyszlym roku
mozemy sprobowac swych sil w wyscigu na wielbladach.
nastepny etap naszej podrozy to jaipur. wlasnie wyszlismy z palacu
miejskiego, wczesniej widzielismy palac wiatrow (wielblady na pustyni
kreowaly lepsze wiatry anizeli palac, ktory wlasnie jest w trakcie
remontu oblozony bambusowym rusztowaniem) i obserwatorium
astronomiczne maharadzy. aktualnie mam przed soba komputer na ktory
musiala spasc pakistanska bomba, bo ledwie sie kupy trzyma. predkosc
lacza delikatnie mowiac nie oszalamia.
jeszcze dzis gnamy do agry.
szczescie nam chyba sprzyja. dzien po naszym wyjezdzie z delhi
wybuchla w stolicy bomba. dzien po naszym wyjezdzie z jodhupr,
rozpoczely sie tam uroczystosi religijne, pojawila sie pogloska o
ukrytej bombie, wybuchla panika, w wyniku ktorej 140 osob stracilo
zycie.
pozdrawiamy serdecznie
Anita&Wojtek
06.10.2008
KHAJURAHO
w agrze lenistwo nas
ogarnelo. po 2 tygodniach intensywnych wojazy
zrobilismy sobie dzien odpoczynku i nie robilismy nic. na drugi dzien
tylko ikonka indii - taj mahal. dzis jestesmy w khajuraho,wlasnie
zaliczylismy nastepny zelazny punkt w tym kraju - kompleks bajecznie
rzezbionych swiatyn, znanych szerzej zapewne dlatego ze niewielki
procent tych rzezb ukazuje jak panie i panowie uprawiaja milosc. nie
tylko panie i panowie, jest tu i obrazek pokazujacy ze i kon moze byc
najlepszym przyjacielm mezczyzny.
dzis jeszcze jedziemy do
orchy. czesc indyjska naszej podrozy dobiega
konca, wkrotce udamy sie do nepalu.
na ciezarowkach w irlandii
czesto widzi sie napis: jesli nie widzisz
mego wstecznego lusterka to znaczy ze ja nie widze ciebie.tu taki
napis nie ma sensu, poniewaz lusterka w ruchu ulicznym mozna pourywac,
dlatego sa zlozone. zamiast tego na ciezarowkach jest inny napis -
prosze trabic. i do tej prosby kierowcy w indiach ochoczo sie stosuja.
trabia kiedy wjezdzaja w zakret, trabia kiedy zabieraja sie do
wyprzedzania, trabia kiedy krowa czy inna koza pojawi sie w zasiegu
wzroku, trabia na ludzi, rikszarzy. trabia duzo i glosno.
swiatel nie uzywa sie gdy zapada zmrok, wlacza sie je dopiero gdy jest
zupelnie ciemno i wlacza sie od razu dlugie. jadac na dlugich przeciez
wszystko lepiej widac... nie wylacza sie dlugich swiatel gdy cos
jedzie z naprzeciwka, bo po co. wszyscy mruza oczy i licza na to ze
nie rozjada przy okazji krowy, ktora zawsze na drodze pojawic sie
moze.
w indiach jest mnostwo
miejsc, ktore wabia turystow z europy. sa to
wysepki w oceanie biedy i brudu. nie sposob tu podrozowac tak, aby nie
doswiadczyc tych prawdziwych indii, ktorych nie pokazuje sie w
folderach turystycznych.
nawet amerykanski, wymuskany turysta spiacy w hotelach za
kilkaset-kilka tys dolarow za noc, latajacy wszedzie samolotem, musi
przejechac z lotniska do hotelu i zobaczyc jak wyglada codziennosc
indii, a kto wie moze idac z samochodu do hotelu moze i w krowi placek
wdepnac.
siadywalismy wieczorami w
agrze na dachu hotelu,podziwialismy taj
mahal i rozmyslalismy jak by uporzadkowac ten kraj - architekture,
ruch uliczny, wszystko. pierwszym rozwiazaniem ktore nasuwalo mi sie
na mysl, to zrownac wszystko z ziemia i zaczac od poczatku.
a moze jestem niesprawiedliwy, w roku ubieglym kraj ten przezywal 60
rocznice odzyskania niepodleglosci. to niewiele czasu. brytyjczycy
wychodzac z indii umiejetnie podsycali niesnaski religijne. w efekcie
dwie spolecznosci ktore przez setki lat zyly w zgodzie nagle skoczyly
sobie do gardel. rozpczela sie jedna z najwiekszych migracji ludnosci
w historii. muzulmanie podrozowali na zachod, do pakistanu, a hindusi
na wschod. zginelo wtedy o ile pamietam blisko 2 miliony ludzi.
czytalem krotki tekscik o czlowieku,ktory byl w 1947 zarzadca stacji
kolejowej w lahore (pakistan, tuz przy granicy z indiami). docieraly
tam pociagi pelne martwych cial, bo gdzies po drodze pociag jadacy na
zachod byl atakowany przez hindusow, pociag w przeciwnym kierunku
przez islamistow. konczylo sie to rzezia uciekinierow.
oba kraje poczatkowo wiele energii i pieniedzy zaangazowaly tylko w to
aby osiagnac przewage militarna nad sasiadm. w efekcie oba posiadaja
bomby atomowe i oba niejednokrotnie grozly jej uzyciem.
moze nalezy dac indiom troche wiecej czasu na poprawienie losu swych
obywateli...
przed 7 laty bylem w nepalu.
to bylo niezwykly, bajkowy kraj. wowczas
jeszcze nepal byl monarchia. marksisci siedzieli w dzungli i czasem
strzelali. dzis nie ma juz krola, a w rzadzie sa komunisci. jak
pokazuje historia komunisci potrafia rozpieprzyc wszystko szybko i
dokladnie. mam nadzieje ze nie miesli oni dosc czasu aby zmienic
nepal. jedziemy tam odpoczac od indii. czy bedzie tak jak drzewiej
bywalo...?? o tym w nastepnym donosie.
pozdrawiam serdecznie
WL
nasz kolega z indii, ktory
skonczyl tu studia a pracowal w dublinie
jako architekt, byc moze bedzie zmuszony do powrotu do indii. to chyba
okrutna odmiana dla czlowieka wyksztalconego, ktory zasmakowal zycia w
europie wracac do indii. ale moge sie mylic...
14.10.2008
NEPAL
zanim znalezlismy sie w nepalu po raz ostatni podczas naszej podrozy
jechalismy indyjska koleja. byl to shatabdi express, laczacy delhi z
agra i jadacy dalej na wschod. my odbywalismy podroz w przeciwnym
kierunku, z jahnsi do delhi. pociag ten posiada wylacznie wagony z
siedzeniami lotniczymi, wagonow typu sleepers tam nie uswiadczysz.
podroz nasza trwala 4 i pol godziny i przez ten czas karmionono nas
jakies 3 razy. w czasie calej naszej podrozy po indiach nie jadalismy
tak czesto i solidnie jak w tym pociagu. po minieciu kazdej stacji
serwowano posilki. Anita w polowie drogi powiedziala pas, ja tylko
popusicilem pasa.
to nasz ostatni dzien w nepalu, jutro zbieramy sie do powrotu. nasza
podroz dobiega konca.
nepal sie zmienia. przymiotnik "royal" jest usuwany z zycia. nie ma
juz royal nepal airlines, pozostaly tylko nepal airlines. zmieniono
banknoty, banknoty z wizerunkiem monachy znikaja, zastepuja je nowe ze
zwierzatami. mnie najbardziej poruszyla inna zmiana - odebrano policji
khukuri - tradycyjne noze gurkhow. siedem lat temu kazdy policjant
mial dziarski noz u pasa, dzis wygladaja jak uczniowie w szkolnych
mundurkach. khukuri to symbol nepalu. prawie kazdy turysta wyjezdzajac
z tego kraju wiezie w plecaku jeden badz wiecej khukuri.
jedno pozostaje niezmienne - piekno nepalu. trzy miasta w kotlinie
kathmandu -patan, bhaktapur i kathmandu kryja w sobie niezwykle
przyklady architektury Newarow. to blogie uczucie siedziec sobie w
knajpce gorujacej nad placem durbar w patanie, popijac banana lassi i
spogladac na swiat.
nie nalezy zapominac o tym co przyciaga ogomne tlumy ludzi do tego
malego kraju - o himalajach. to dla gor przyjezdzaja tu ludzie,
niezwykle miasta to tylko wisienka na torcie.
nasz pobyt w tym kraju byl zbyt krotki na treking, nepal mial byc i
jest odpoczynkiem po 3 tygodniach w indiach. wybralismy sie tylko do
pobliskiego kurortu gorskiego - nagarkhot, aby spojrzec na wschod
slonca nad himalajami. podroz odbylismy na dachu autobusu. w okolicach
nagarkhotu istnieje baza wojskowa, stosunki z ludnoscia miejscowa sa
raczej chlodne. przyczyna tego jest wydarzenie ktore mialo miejsce w
latach 90 - pijani zoldacy zarzneli kilkunastu mieszkancow wioski.
w kathmandu zamieszkalismy na thamelu. jest to czesc miasta, stworzona
chyba wylacznie dla turystow. sa tu hotele, knajpki i niezliczona
ilosc sklepow. Anita trafila do zakupowego raju. codziennie znosi do
hotelu bluzki, kiecki i inne torebki, ktore w jakis cudowny sposob
musimy upchac w plecakach. ja moge sobie na thamelu usiasc w knajpce,
zamowic mo-mo za 35 centow i popijajac piwko (podrozalo i kosztuje w
knajpie 1,6 euro) kontemplowac piekno swiata. ci ktorzy tu byli wiedza
o czym pisze, reszta powinna powaznie rozwazyc wizyte w nepalu. ja mam
nadzieje tu jeszcze wrocic...
to byl ostatni email z podrozy. pozdrawiam serdecznie z Kathmandu
WL
Jodhpur
Jaisalmer
Jaipur
Agra
Bhaktapur
Nagarkot
Delhi